środa, 31 grudnia 2014

już po świętach

Święta minęły nawet nie wiem kiedy, połowę spędziliśmy u teściów, a drugą połowę... w pracy. Było miło, ale nawet nie zauważyłam jak przeleciało. Obiecałam sobie, że za rok wezmę jakiś urlop przed świętami, żeby nie orać całe święta :/ Młoda była bardzo zadowolona z wyjazdu, ona lubi jak się coś dzieje. Inne zabawki, inne kąty, można wszystko pozwiedzać, wszystkiego dotknąć. Moi teściowie nie mogli się nadziwić jaka jest otwarta na ludzi. W 1 dzień świąt została z moim teściem (który nigdy nie opiekował się żadnym dzieckiem) na godzinę, gdy poszliśmy do kościoła. Teść sam się zgłosił do opieki, co mnie bardzo zdziwiło. Młoda zrobiła nam papa i została z dziadziem. Oczywiście po 5 minutach zrobiła mu kupę no i dziadek miał pierwsze w życiu zmienianie pampersa. Ubrał tył na przód, no ale poza tym wszystko super :) Czasem mam wrażenie, że jakbym zostawiła Małą z bezdomnym na ulicy nawet to by była zadowolona. Nie ma problemu zostać z kimkolwiek. Przedwczoraj przyszedł do nas ksiądz po kolędzie. Ja oczywiście byłam w pracy więc przyjmowali księdza Mąż z Młodą. Byłam przekonana że Córa będzie zawstydzona, będzie się bać. A tu nic. Dała na progu "cześć" księdzu, po czym władowała się na kanapę koło niego, zaczęła szarpać go za zegarek na ręce, pochwaliła się wszystkimi swoimi umiejętnościami, a na do widzenia dała mu buzi i krzyczała za nim "papa" i "hej" jeszcze jak wchodził do mieszkania naprzeciwko :)
Co do świąt to obyły się bez konfliktów i nieprzyjemności. Jeynym zgrzytem było zachowanie mojego chrześniaka B., który albo przechodzi teraz jakiś ośli okres, albo ma trudny charakter. Cały czas się mazał. A to wujek (mój Mąż) na niego krzywo spojrzał, a to nie może siedzieć przy stole i piszczeć. Wyrywał Młodej jej własne zabawki z ręki, nie pozwalał się bawić swoimi. Jego rodzice nie chcieli lub nie umieli mu niczego wytlumaczyć :/ już miała nerwy na niego, starałam się za bardzo nie ingerować w zabawy dzieci, ale jak po raz któryś z rzędu B. podbiegł do Młodej i tak jej gwałtownie wyrwał jej własną zabawkę z ręki, że aż ją przewrócił to nie wytrzymałam i powiedziałam mu parę słów. Oczywiście był płacz, a moja szwagierka (jego mama) zamiast mu cokolwiek wytlumaczyć, powiedzieć, gada do niego "misiu ja Cię kocham", "dziecino ale z Ciebie samolub". Jak staram się nie krytykować sposobu wychowywania innych, tak takie podejście wydaje mi się trochę dziwne? Bo nie wiem czego Młody ma się w ten sposób nauczyć? I naprawdę nie mówię tu o jakimś ostrym karceniu, biciu itp ale jakiekolwiek zasady dziecko chyba musi znać. Mój szwagier swierdził, że to prawo dżungli i wygrywa silniejszy. Ok więc poczekamy aż Młoda będzie większa i lutnie Młodemu jak jej zabierze zabawkę, wtedy też powiem, że to prawo dżungli :)

Ostatnio Młoda powtarza nowe słowa w zastraszającym tempie. Usłyszy coś i zaraz próbuje powtarzać, czasem nawet nie wiem skąd pewne rzeczy przyswaja. Ostatnio zaczął padać śnieg. Młoda siedzi przy zabawkach i nagle patrzy w okno i krzyczy "kap kap kap" i pokazuje. Musiał Mąż z nią godzinę stać w oknie i patrzyli jak śnieg pada. Powiedział Młodej, "zobacz jak jest biało" i teraz chodzi i pokazuje , że jest "kap kap" i "biaaaaaa" :)

Dziś Sylwester, nie spędzamy go jakoś wyjątkowo, Mąż pracuje do 22, ja jutro idę na całodzienny dyżur więc też nie poszaleję. Pewnie wypijemy po kieliszku szampana i pójdziemy spać :) Ale nie jest mi przykro, bo jestem zmęczona i nie mam ochoty na całonocne wojaże. Zresztą nie lubię takich dni kiedy wypada iść na imprezę, koniecznie trzeba mieć dobry humor i ochotę na szaleństwa.
Nie robię żadnych podsumowań. Sobie i wam życzę tego, żeby rok 2015 był rokiem zmian na lepsze,w myśl zasady, że kto nie idzie do przodu, ten się cofa :)

sobota, 20 grudnia 2014

kierat i problemy z jedzeniem

Pierwsza nocka w pracy za mną, jakoś przeżyłam dziś czeka mnie druga, także wytchnienia nie ma :) ale w sumie muszę powiedzieć, że lubię moja pracę. Czuję się dzięki niej potrzebna, daje mi ona satysfakcję z tego, że coś potrafię, że w czymś jestem dobra. Sprawia, że jestem niezależna finansowo, a jest to dla mnie bardzo ważne. Jest mi z tym dobrze. Minusem jest mniejsza ilość czasu, którą moge poświęcić Córeczce. Wczoraj byłam w pracy od 7 rano do 19, gdy wróciłam to Mąż już ubierał Małą  po kapieli w piżamkę. Jak cudownie było się wtulić w jej pachnącą szyjkę  i położyć z nią na łóżku, żeby ją uśpić :) takie rzeczy człowiek docenia dopiero jak nie jest mu dane robić to codziennie. Od czasu naszej wizyty w szpitalu usypiania Małej polega na tym, że kładę się z nią do łóżka, ona sie trochę wierci, opowiadam jej szeptem różne rzeczy, ona słucha uważnie, potem się trochę kokosi, daje mi 100 buziaków, obejmuje mnie za szyję małymi lapkami i przytula, mówiąc "młamłamła" ("mojamojamoja"). Zasypia różnie, czasem po 2, a czasem po 40 minutach. Nie ma problemu żeby poszła też spać z tatą. W ciągu dnia usypianie wygląda podobnie. Koło 11 mówię jej że pora na "aaaa" i że mama zrobiła mleko. Bierzemy butlę, małpkę przytulankę pod pachę i Młoda sama pędzi na łóżko, ciesząc się, że zrobi "aaa". Nie ma histerii, płaczu, co mnie cieszy, bo mieliśmy moment, kiedy naprawdę cieżko szło nam zasypianie.

Noce są różne. Jednej nocki budzi się o 1  na mleko, a później jeszcze o 6 na kolejne, a drugiej ma jedną pobudkę koło 4-5. Nie wiem czy jest szansa, że kiedykolwiek zacznie przesypiać całe noce? Bo ja już straciłam nadzieję...

Z jedzeniem niestety nie ma jakiś dużych postępów. Młoda je dość chętnie, ale nadal ma problemy z jedzeniem grudek i pokarmów stałych. nie ma mowy o zjedzeniu np ugniecionych ziemniaczków, czyli drugie dania wyglądają mniej więcej tak samo jak zupy, muszę być w postaci półpłynnej. Trochę mnie to zaczyna martwić i zastanawiam się czy nie powinniśmy skonsultować tego z lekarzem, czy ona z tego wyrośnie? Zauważyłam, że ona jak dostaje zupę to w ogóle nie gryzie. Po prostu łyka, a gdy jest jakiś kawałek to się dławi i ma odruch wymiotny. Gdy jej mówię żeby gryzła ząbkami to rusza szczęką ale dopiero jak już połknie to co ma w buzi. Gdy dostanie do ręki ciastko, albo kawałek jabłka to potrafi ugryźć kawałek i pogryźć. Ostatnio polubiła mandarynki, ale żeby zjadła muszę jej obierać każdy kawałek z tej białej skórki i dzielić na 2-3 części, inaczej wypluwa. Jestem bezradna i nie wiem czy czekać cierpliwie, czy iść do lekarza...

wtorek, 16 grudnia 2014

czy warto sprawdzić opiekunkę?

Katar powoli odpuszcza, na szczęście. Dziś już zaliczyliśmy zajęcia na gimnastyce i spacerek. Pogoda jest całkiem ok jak na grudzień, więc trzeba korzystać. Na zajęciach dziś Młoda dawała z siebie wszytsko. Najbardziej lubi turlać się po materacach, włazić do takich materacowych studzienek i siedzieć w nich no i jej ulubione zajęcie - czyli wiszenie na kółkach gimnastycznych. Skubana potrafi tak 20 sekund się utrzymać :) może jakaś kariera gimnastyczna przed nią? Po zajęciach Młoda była taka wykończona, że udało się tylko podać jej zupę, po czym padła w ciągu 2 minut i spała 2 i pół godziny. To chyba jej się nie zdarzyło od pół roku więc aż do niej zaglądałam czy oddycha :)

Od czasu do czasu tak mam, że zastanawiam się kim Młoda będzie, jakim człowiekiem będzie, co będzie robiła w przyszłości. Teraz na tapecie jest zestaw małego lekarza. Cwaniara chodzi i robi "tik tak" czyli osłuchuje wszystkich swoim plastikowym stetoskopem. Uwielbia czytać książeczki, mamy już większość opracowane, muszę wybrać się na jakieś zakupy i powiększyć nasz zbiór. Przy jedzeniu czyta "książkę o dzidziusiach". Jest to broszurka z Bobovity o odżywianiu niemowląt i małych dzieci. Nie wiem czemu ale uwielbia tą książkę i nie ma mowy żeby coś zjadła bez niej. Pokazuje który dzidziuś robi mniam mniam, który całuje mamę, który ma czapkę :) czasem domaga się długopisu i pisze po swojemu w tej książce. Jest już mocno zmaltretowana, poklejona jedzeniem, potargana, brakuje połowy stron. No ale nadal jest ulubiona.

Koleżanka mnie namawia, żebym sprawdziła naszą opiekunkę. Tzn. żebym zostawiła dyktafon lub kamerkę. Z początku mówiłam, że raczej się na to nie zdecyduję, ale teraz to rozważam. Nie to żebym było coś niepokojącego w relacjach mojej Córy z opiekunką, ale w końcu  to moje dziecko. A wydaje mi się, że psychika malucha  w tym wieku jest wyjątkowo wrażliwa i łatwo ją skrzywić. A później trudno naprawić szkody. Więc może warto?

czwartek, 11 grudnia 2014

katarzysko i dobre nowiny

Niestety Młoda znów zakatarzona. Miesiąc spokoju był, ja się wykończę, co można takiemu roczniakowi dać na poprawę odporności? Tym razem nie było żadnego szczepienia, żadnych okoliczności, które mogłyby usprawiedliwiać choróbsko. Ale przy takiej pogodzie jaką mamy, dużo chyba nie trzeba. Więc psikamy do nosa, odciągamy, inhalujemy, nacieramy... i czekamy na radosny koniec infekcji.

Poza tym pracuję, pracuję, są czasem dni, że nie widzę się z Młodą bo wychodzę zanim wstanie a wracam jak już śpi.. Ten czas, który z nią spędzam staram się wykorzystać w 100%. Układamy puzzle (ja układam, ona "pomaga"), przytulamy się, wozimy lale w wózku, rzucamy piłką. Robimy wszystko co nam przyjdzie na myśl. Staram się łapać każdą chwilę, bo teraz wiem jaki cenny jest czas spędzony razem.
Młoda codziennie uczy się nowych słów. Dziś jak przyszłam z pracy to mówię do niej "mój ty bidoku, ale katarzysko Cię męczy", to chodziła i powtarzała za mną "bidoku" tylko po swojemu. Brzmiało to jak "bibuku"  :) a z jaką ważną miną to robiła.
Gdy się Młodą zapyta jak marudzi dzidziuś to zaczyna kwękać na zawołanie. Pokazuje jak płacze lala. Umie pokazać prawie wszystkie części ciała, nawet wie gdzie ma pazurki. Umie naśladować głosy wielu zwierząt, rozpoznaje je w książeczkach. Nawet stawonogi są nam znane: motylki, biedronki, pszczółki.
Młoda interesuje się tym co ma nadrukowane na bluzeczce. Najbardziej lubi bluzkę z kotem, jak ją tylko zobaczy to krzyczy "miał" aż jej nie włożę tej właśnie bluzki :) prawdziwa kobieta z niej, modą zaczyna ją interesować ;)

A dobra nowina jest taka, że moja dobra koleżanka urodziła dziś córeczkę. Mama i maleństwo czują się dobrze, a Młoda zyskała kolejną potencjalną koleżankę do zabawy. Ostatnio odwiedziła nas inna moja koleżanka z 3 miesięczną córką. Moja Młoda była zahcycona. Stała i huśtała dzidziusia w nosidełku pracowicie, aż musiałam pilnować  żeby dzidziusia nie wywaliła na podłogę. Taka była gorliwa :) robiliśmy cacy, nawet buzi dała na do wiedzenia.

W poniedziałek i środę Młoda została z opiekunką. Wrażenia są pozytywne. Widać, że złapały kontakt, Młoda się cieszy jak ją widzi, więc ja też jestem zadowolona. Oczywiście były jakieś małe uwagi, ale to w sumie drobiazgi, poza tym na razie nie zmieniamy opiekunki. W przyszłym tygodniu będę miała trochę luźniej, za to mam dwa nocne dyżury, przez co Młoda zostanie z tatą na noc. Ciekawe jak sobie poradzą :)

piątek, 5 grudnia 2014

Młoda skończyła 15 miesięcy a mama wróciła do pracy :)

No więc stało się, mam za sobą już dwa dni w pracy. Jestem zmęczona, ale zadowolona. Bo chociaż bardzo kocham moją wspaniałą Córeczkę i uwielbiam spędzać z nią czas, to jednak brakowało mi wysiłku intelektualnego i szybkiego tempa. Póki co Mała siedziała z Mężem w te dni, od poniedziałku przsyhcodzi opiekunka. Tata organizował Młodej czas, nawet nie zauważyła, że mnie nie ma. Jak wracam to staram się zorganizować jej czas i poświęcić jej jak najwęcej uwagi. Młoda macha mi przez okno, a później wita mnie w drzwiach. Przytula się i pokazuje wszystkie zabawki. Wszędzie za mną chodzi. To słodkie, że tak szczerze, bezwarunkowo się cieszy i obdarza mnie taką dziecięcą miłością :) Mam ochotę ją zacałować i dopóki się nie zaczyna denerwować to nie wypuszczam jej z objęć, taka jestem stęskniona.
To za czym nie tęskniłam i czego zdecydowanie nie lubie w chodzeniu do pracy to dojazdy do niej. Kraków nie należy do miast po których przyjemnie się jeździ. Samochodem stoi się w korkach, a w autobusach i tramwajach stoi się w tłumie obcych ludzi :/ najczęściej wybieram komunikację miejską i dziś myślałam już, że wyjdę z siebietakim doładowanym autobusem jechałam... no cóż, uroki dużych miast...
Co do Młodej i jej nowych umiejętności to chyba największe postępy ostatnio robimy z mówieniem. Młoda powtarza coraz więcej słów po nas, po swojemu oczywiście np uwaga (gagaga), pampers (pampa), auto (ato) itp. Gdy się przytula to mówi "młamłamła" czyli "moja, moja, moja" :) Jest słodką dziewczynką, radosnym, pogodnym brzdącem. Coraz więcej rozumie, wie którą zabawkę przynieść gdy ją pytam o konkretne rzeczy. Komunikuje dużo swoich potrzeb, gdy jest głodna albo chce jej się pić to mówi "mniammniam" i pokazuje czego chce. Nie da się zapchać byle czym, najlepiej idzie jej jedzenie słodyczy, chociaż nie dostaje ich często ani dużo. Ale kawalątek czekolady albo drożdżówki potrafi ją uszczęśliwić :)
Lubi "czytać" książeczki, pokazuje mi obrazki i chce żebym jej nazywała różne rzeczy. Gdy z kimś rozmawiam to wyłapuje znane sobie słowa i powtarza. Aż strach pomyśleć jak zacznie wszystko opowiadać i powtarzać :) będzie się trzeba pilnować.

Od kilku dni mamy masakrę ze spaniem, Młoda znów się budzi kilka razy w nocy, a już potrafiła ładnie do tej 5 dospać, wypić butlę i spać do 8. Było super. A teraz budzi się koło północy, często zupełnie rozbudzona i musimy brać ją do naszego łóżka żeby znów zasnęła, bo inaczej płacze. Chyba idą jej kolejne trójki, po lewej stronie na górze ma bardzo spuchnięte dziąsło i dziś popłakiwała średnio co 10-15 minut w nocy. Jak dziś też tak będzie to podam jej Ibum bo się przekręcę jak znów będzie taka nocka. A tu nie ma zmiłuj, do pracy trzeba wstać. Dobrze, że chociaż mam wolny weekend. Chociaż wolny jest tylko z nazwy, bo mamy mnóstwo rzeczy i planów do wykonania. Zakupy Mikołajkowe, wizyta u teściów, adaptacja z opiekunką, sprzątanie to tylko kilka z zaplanowanych rzeczy, Coś czuję, że nie odpocznę za bardzo....

Jeszcze kilka faktów o 15 misięcznej Młodej:
-waga nadal ok 10 kg - dokładnej nie znam.
-ubrania w rozmiarze 80/86
-buty zimowe 21 ale myślę, że 20 byłyby na styk też ok,
- pampersy w rozm 4, a na noc 4+
- 13 zębów, wszystkie jedynki, dwójki i czwórki i jedna trójka (lewa dolna),
- chodzi, biega, robi przysiady, nocnikuje, czasem z sukcesem, "pomaga" w obiwiązkach domowych :) kochana dziewczynka!
- niezmiennie jest moim Słoneczkiem, moją radością i kocham ją nad życie :)

środa, 26 listopada 2014

Weekendowe sprawozdanie

Byliśmy w weekend u  moich rodziców, dziadkowie byli zachwyceni że mogli zobaczyć wnuczkę. Zostaliśmy aż do poniedziałku. Moi rodzice w najbliższy weekend jadą do Włoch na tydzień i to była ostatnia okazja, żeby odwiedzić ich na kilka dni przed moim powrotem do pracy. Mój Mąż jak zwykle nie dostał wolnego, więc dopiero w poniedziałek do nas dojechał. Odpoczęłam trochę, bo dziadkowie i wujek skutecznie zajmowali Młodą, nie miała czasu się nudzić, biła kilometry po obszernym domu moich rodziców, tak że wieczorem była nieprzytomna ze zmęczenia. Moi rodzice zakochali się w niej na nowo, bo naprawdę była słodka, rozdawała buziaki, gadała po swojemu :) Wszystko ją ciekawiło, a to zegarek (tik-tak) koło kominka, a to piekarnik (ziiiii), a to konewka, w to klucz w drzwiach. Zdecydowanie wszystkiego trzeba dotknąć :) Było zimno ale zaliczyliśmy kilka niedługich spacerków.

Po tym jak Młoda poszła spać graliśmy w karty, zostałam ograna z kretesem. No ale podobno kto nie ma szczęścia w kartach ten ma w miłości, więc niech i tak będzie :)

W zeszłym tygodniu byliśmy złożyć życzenia urodzinowe koledze Młodej, skończył roczek, Córce tak podobał się prezent który kupiliśmy że aż piszczała z radości gdy go niosłyśmy. A kupiłyśmy wielki trójwymiarowy wiatrak :) drobiazg ale jaka radocha! Kolega był zachwycony. Na drugi dzień nawet na nocniku z nim siedział, taki był zaaferowany. Dziś też byliśmy w odwiedzinach u tego kolegi, bawiliśmy się w jego namiocie, Młoda w końcu się nie bała do niego wchodzić. Wczoraj zaliczyliśmy zajęcia z gimnastyki w końcu, pierwszy raz po chorobie, wszyscy pytali co się z nami działo. Najważniejsze, że Młoda jest zdrowa...

Jutro musimy podjechać do sklepu kupić kilka ubrań Młodej, bo jak wrócę do pracy to nie będzie czasu na jeżdżenie po sklepach a potrzeba nam nowej czapki zimowej, szalika lub komina i rękawiczek. Muszę też dokupić kilka bodziaków, bo jakoś bardzo się powyciągały te co Młoda ma i brzydko wyglądają. No więc czeka nas wizyta w galerii, czyli coś czego nie znoszę, a zakupy z Młodą są dodatkowo bardzo męczące...

Wczoraj zaskoczył nas telefon ze żłobka, że dostaliśmy miejsce. Zdecydowaliśmy się odmówić póki co, do wiosny zdecydowaliśmy, że Młoda będzie siedziała z opiekunką, a później zobaczymy jak to będzie.

Mamy już grafiki na grudzień, nie jest tak źle, jesteśmy w stanie dość dużo się wymieniać, dzięki czemu zaoszczędzimy na opiekunce, no i Młoda jednak dużo czasu będzie spędzać z nami, co też nie jest bez znaczenia. Nawet uda mi się wyskoczyć na parę godzin do pracy dorywczej, zawsze to jakiś grosik wpadnie :) Tak więc powoli powoli szykujemy się do niezłej bieganiny, mam nadzieję, że to wszystko jakoś się sprawdzi i będziemy zadowoleni wszyscy.

czwartek, 20 listopada 2014

kilka pierdół o Młodej

Młoda nam rośnie, fajna jest już, coraz więcej umie, rozumie. Dziś chcę napisać kilka rzeczy, które potrafi, umie, kilka sytuacji, które mi umknęły. Dla pamięci :)

 - Ostatnio odpakowuję czekoladę, Młoda gumowe ucho wyczaiła, że szykuje się pyszna wyżerka, przybiegła do mnie, stoi i krzyczy "mniam, mniam". Chciałam ją oszukać, więc wzięłam kawałek banana i próbuję jej dać do buzi, a ta z oburzeniem woła "nie!" i pokazuje palcem na czekoladę ;) musiałam jej dać kawalątek.

- gdy rano się budzi to słyszę z łóżeczka "pfffff" albo "łołołoł" (piesek) albo "mniaaaam", po czym Młoda wstaje i woła "mama". Biorę ją do naszego łóżka gdzie zaczyna się całowanie. Daje buziaki temu kogo ma koło siebie. Jeśli zdarzy się, że jesteśmy z Mężem obydwoje to całuje nas naprzemiennie, nieważne czy w nos, czy w czoło, czy w ucho, zawsze z głośnym cmoknięciem :) wieczorem gdy się z nią kładę to obejmuje mnie mocno jedną rękę za szyję i mnie całuje. Potrafi tak ze sto razy, ale i tak to uwielbiam!

-wkłada różne dziwne rzeczy na głowę i krzyczy "kapka!" (czyli czapka). Może być tamburyno, plecak, kawałek worka, wiaderko, cokolwiek. A jak dorwie prawdziwą czapkę to zakłada ją i zdejmuje. Także pierwszy sukces w ubieraniu jest, potrafi założyć czapkę :)

-gdy zrobi siku na nocnik to sprawdza organoleptycznie czy aby na pewno jest w nocniku (wkłada rękę :), a później bije sobie brawo. Jak zrobi kupę też boje sobie brawo, nawet jeśli zrobi ją do pampersa :)

-brzydzi się kwiatków, nie chce ich dotykać, tak samo ma z frędzlami. Nieważne czy to w dywanie, czy w firance... mina pełna obrzydzenia mówi sama za siebie. Nie lubi sflaczałych balonów (nadmuchane są ok) i siatkowatych przedmiotów, czy to normalne, że ma takie dziwactwa? :)

-na zakupach siedzi na miejscu dla dzieci w wózku i zaczepia przypadkowych ludzi. Jak tylko ktoś podejdzie za blisko to ciągnie go za rękaw i piszczy ;) -podczas kąpieli wkłada buzię do wody i robi "bulbul", czyli puszcza bańki buzią. Nie raz się przy tym zakrztusi wodą, ale niczego ją to nie uczy, bo zaraz robi znów to samo.

-gdy widzi kwiatki w książce to wącha stronę :)

-gdy mój Mąż się kąpie to stoi przy wannie i mu "pomaga" się myć, daje mu swój szampon dla dzieci, gładzi go po ręce, że niby myju myju, a pisku i radości przy tym tyle że hej. Później zawsze musimy zmieniać bluzkę, bo jest cała mokra. Ostatnio próbowała Męża za przyrodzenie złapać taka była ciekawa co to takiego, na szczęście umknął i teraz się pilnuje :)

Tyle mi się przypomniało tak na szybko, muszę zapisywać takie rzeczy, bo szybko się zapomina o takich drobnostkach, a kiedyś miło będzie je odgrzebać :) U nas czas leci teraz zdecydowanie zbyt szybko, widmo powrotu do pracy coraz bardziej wisi mi nad głową. Opiekunkę "testuje" teraz moja koleżanka, która powierzyła jej na kilka godzin w listopadzie swojego synka, jak na razie jest zadowolona, więc liczę na to, że będziemy mieć szczęście. Najbardziej mnie cieszy, że Młoda jest zdrowa, rozważam powrót na zajęcia na basenie od nowego roku, ale zobaczymy jak się to wszystko zgra z pracą.

Wczoraj mieliśmy dzień odwiedzin. Rano odwiedził nas kolega Męża. Dość intensywnie zaczepiał Młodą, myślałam, że będzie się go bała bo jest bardzo zarośnięty na twarzy ale nie miała nic przeciwko. Pokochała wujka za to, że świetnie udawał kaczora Donalda. Uciecha była niesamowita. Później zebrałyśmy się kupić w końcu kurtkę zimową, bo Młoda tylko przejściówkę miała. Pojechałyśmy do Smyka, ale wg mnie ich "zimowe" kurtki były niewiele cieplejsze niż nasza przejściówka. Koniec końców trafiłyśmy do fajnego sklepu TAPE À L'ŒIL - pierwszy raz tam byłam, jeszcze trafiłam na między-sezonową wyprzedaż, więc udało mi się w fajnej cenie kupić kurtkę i kilka innych ubrań dla Młodej. Po zakupach pojechałyśmy na szybką herbatkę do koleżanki, która za 3 tygodnia ma termin porodu. Jej mała córa rozpychała się w brzuchu, aż miło było popatrzeć i powspominać jak to było z Młodą w ciąży. Gdy wróciłyśmy do domu odwiedził nas mój brat. Siedział i bawił się z Małą, a ja mogłam sobie ogarnąć cokolwiek w mieszkaniu, poodkurzać, umyć podłogi, ugotować zupy na dziś. Wieczorem byłam wykończona. I niech ktoś mi powie, że siedzenie z dzieckiem w domu to relaks :)

czwartek, 13 listopada 2014

o powrocie do pracy

Czas leci jak szalony, już połowa listopada, od 3 grudnia czeka mnie powrót na cały etat do pracy. Oczywiście największą zagwostką jest opieka nad Młodą. Jak to wszystko zorganizować, żeby Małej krzywda się nie stała, żeby nie była zaniedbywana i żeby jednocześnie nie zbankrutować. Obydwoje pracujemy zmianowo, więc postanowiliśmy spróbować szczęścia z opiekunką. Żłobkom przeciwna absolutnie nie jestem, jednak przy naszym trybie pracy zorganizowanie wszystkiego tak, żeby móc zawsze Młodą odebrać o godz 16 byłoby bardzo trudne. Dałam ogłoszenie w internecie, dodatkowo rozwiesiłam w pobliżu naszego osiedla ogłoszenia. Zgłosiło się bardzo dużo osób, kilka odsiałam po rozmowie telefonicznej. Nie z jakiejś specjalnej niechęci, po prostu często oczekiwania nasze i opiekunki rozjeżdżały się... po kilku dniach zdecydowaliśmy się na studentkę ostatniego roku, która ma niewiele zajęć i dużo czasu do zagospodarowania. Zrobiła na nas dobre wrażenie, ma doświadczenie w opiece nad dzieckiem, no i najważniejsze - Młoda zapałała do niej ogromną sympatią. Do tego stopnia, że po przywitaniu zaczęła się do niej przytulać, dawać jej buzi średnio co minutę, nawet po rękach jej dawała buzi, aż już mi głupio było. Stwierdziliśmy, że taki dowód sympatii nie był przypadkowy, zwłaszcza że innym Paniom często nawet "papa" nie chciała zrobić. Na razie jestem pozytywnie nastawiona, a jak będzie to zobaczymy na bieżąco. Mam nadzieję, że będziemy mieć szczęście trafić na odpowiedzialną i rzetelną osobę. W końcu powierzamy jej nasz największy Skarb - Córę, no i dajemy jej klucze do mieszkania, więc kredyt zaufania jest duży. Obyśmy się nie zrazili. Poza tym nasze życie powoli wraca do normalności. Młoda jest w końcu zdrowa, dziś pierwszy raz po chorobie odwiedziliśmy Skakankę, czyli naszą salę zabaw dla dzieci, była oszołomiona ale i zachwycona. Jutro wybieram się do ginekologa w końcu zrobić porządek z cytologią i USG piersi, bo wybrać się nie mogłam, a później jedziemy do teściów trochę nadrobić zaległości towarzyskie :) teraz musimy intensywnie jeździć w odwiedzinki, bo dawno nas wszędzie nie było :) Młoda dziś była wyjątkowo marudna. Mam nadzieję, że to tylko zęby a nie zapowiedź jakiś grubszych problemów. Jestem przewrażliwiona - wiem, ale chyba każda matka by była po czymś takim. Mamy na pewien czas nadzieję omijać lekarzy szerokim łukiem :) powoli myślę nad szczepieniem na ospę, czy ktoś ma jakieś doświadczenia lub rady?

środa, 12 listopada 2014

Spóźnione podsumowanie 14 miesięcy

Z racji tego zamieszania związanego ze szpitalem, lekami itp, nie było podsumowania 14 miesiąca życia Córeczki. Nie miałam do tego głowy, chciałam tylko znów mieć zdrowe dziecko.

A więc w wieku 14 miesięcy Młoda:
- waży koło 10 kg (przez chorobę schudła 0,6kg, ale już nadrobiła, przy wyjściu ze szpitala mieliśmy 1060g :)
- rozmiar ciuchów 80/86
- rozmiar stopy 20
- pampersy w rozmiarze 4 lub 4+ - jest dumną posiadaczką 11 ząbków (wszystkie jedynki, dwójki i 3 czwórki, kolejna czwórka na dniach ujrzy światło dzienne)
- z przesypianiem nocki bywa różnie, w czasie choroby nadrabiała picie przez sen, potrafiła nawet 3 razy się w nocy obudzić, teraz najczęściej zasypia przed 20 i śpi do 5, wypija mleko i dosypia do 7-8 :) więc jest super
- chodzi sama całkiem stabilnie i w końcu więcej chodzi niż raczkuje, doszła chyba do tego, że szybciej przejść gdzieś na nogach niż na czworaka
- bardzo dużo rozumie, uczy się codziennie nowych słów, powtarza po swojemu niektóre. Ostatnio bardzo spodobało jej się "helloł", które mówi jej zabawkowy tablet, powtarza za nim "łołoł" :) najczęściej powtarzanymi słowami są "mama", "nie" i "bach" :)
- nadal wszystkich całuje, jest przekochana z tymi swoimi buziakami,
- przechodzi etap buntu, gdy czegokolwiek się jej zabroni wpada w czarną rozpacz, są łzy jak grochy i histeria na całego, staramy się to przeczekać :)
- nocnikuje się, dziś zrobiła pierwszą kupę na nocnik, parę razy zdarzyło się już siku. Zrobiła i sprawdziła ręką czy na pewno to siku :)
- jest bardzo towarzyska i propspołeczna, szuka zawsze kompana do zabawy,
- z racji choroby cofnęliśmy się trochę z jedzeniem, ale powoli wychodzimy na prostą, dalej mamy problem z większymi kawałkami, ale pracujemy nad tym,

Z każdym miesiącem, z każdym dniem znika mały niemowlak, a zastępuje go dziewczynka, niezależna, rozumna istota. Podoba mi się ta jej odrębność, samodzielność, ale czasem łezka w oku się kręci za tym małym bąblem, który tak bardzo mnie potrzebował. W takich chwilach właśnie przychodzi do mnie moje najjaśniejsze słoneczko i daje mi kilka buziaków i tak sobie wtedy myślę, że jestem szczęściarą. I jeśli czegoś miałabym sobie życzyć, to żebyśmy nie musiały już nigdy spędzić ani dnia w szpitalu.

Kocham Cię Córeczko :*

czwartek, 6 listopada 2014

pobyt w szpitalu i jak do tego doszło?

Tak jak pisałam spędziłyśmy z Młodą upojny tydzień w szpitalu. W piątek 24 października myślałam, że antybiotyk jeszcze nie zdążył zadziałać. Młoda była osłabiona, miała stany podgorączkowe i problemy z jedzeniem. W sobotę postanowiłam pobrać jej krew do badań, żeby sprawdzić co w trawie piszczy. Wyniki były nadzwyczaj dobre, CRP niskie, morfologia bez zastrzeżeń, co mnie trochę uspokoiło. W niedzielę mieliśmy ostatni i 5 (!) dzień przyjmowania antybiotyku a poprawy nie było, więc stwierdziłam, że coś musi być nie tak. Młodą łapały straszne napady kaszlu, zjadała tylko symboliczne ilości jedzenia i to na wcisk, stwierdziłam, że nie ma na co czekać - jedziemy na ostry dyżur. Myślałam, że dostaniemy nowy antybiotyk, skoro tamten wyraźnie nie zadziałał i wrócimy do domu. Jednak po osłuchaniu i zdjęciu rtg płuc usłyszeliśmy, że Młoda ma zapalenie płuc, zapalenie gardła i migdałków i zapalenie oskrzeli z cechami obturacji :/ No i wiąże się to z hospitalizacją. Zdrętwieliśmy. Mąż został z Młodą w szpitalu a ja ekspresem pojechałam do domu spakować nas, nie miałam nic ze sobą... wpadłam do domu i jak oszalała biegałam i wrzucałam wszystko do torby. Mała w tym czasie miała założony wenflon, pobraną krew do badań. Była bardzo dzielna i nie płakała nawet. No i tak od niedzieli zaczęły się nasze wczasy szpitalne. Muszę pochwalić moją córeczkę kochaną, że była naprawdę bardzo odważna, znosiła wszystkie zabiegi bardzo dzielnie, chociaż czasem nie obyło się bez kilku łez to i tak wszyscy ją chwalili. Za każdym razem biła sobie później brawo :) Zaprzyjaźniła się z Paniami pielęgniarkami na oddziale, chodziła do ich dyżurki "pokukać" co tam mają ciekawego, dała nawet buzi Pani ordynator (lizuska). Z każdym dniem było coraz lepiej, po 2 dniach zniknęły napady kaszlu, po 3 katar. Dostawała 3 razy na dobę antybiotyk Taromentin dożylnie, 3 razy wziewy z Ventolinu (steryd), 2 razy dziennie inhalacja 3% NaCl, później odśluzowywanie (okropne!), 2 razy dziennie krople do noska - nie pamiętam nazwy ale takie z antybiotykiem. Najgorzej znosiła odśluzowywanie, czemu wcale się nie dziwie, wszystkie dzieci przy tym darły się wniebogłosy. Bo przecież wkładanie rureczki do nosa, nosogardzieli i gardła i odciąganie zalegającej wydzieliny nie jest niczym przyjemnym. Ale trzeba przyznać, że pomagało. Poza tym pobyt w szpitalu to nieustanne zabawianie Młodej. Musiałam być w 100% uważna, żeby nie zleciała z łóżka (głównie bawiła się na moim w dzień), czegoś sobie nie zrobiła. Dużo lepiej znosiły zamkniecie w sali malutkie dzieci, które spały większość czasu w łóżeczkach i nie potrzebowały nieustannych wrażeń. Mała to wulkan energii i gdy tylko siły zaczęły wracać, miałam wrażenie, że rozniesie mnie, łóżko, salę i wszystkich dookoła. Co ja nie wymyślałam, żeby ją zająć czymś. Czytanie książek, zabawy miśkami, robienie czapek z gazet, to wszystko było niczym, gdyż Młoda chciała chodzić. I jak widziała, że wyciągam jej buty i jej zakładam to aż skakała z radości. Niestety spacery po korytarzu ograniczałyśmy do minimum, żeby nie złapać jakiejś biegunki lub innego dziadostwa panującego na oddziale :( Łatwo nie było, ale udało się i w niedzielę, 2 listopada zostałyśmy wypuszczone do domku. Jeszcze do dziś podaję Młodej antybiotyk Amoksiklav. Wczoraj byłyśmy na kontroli. Wygląda na to, że jest czysto chociaż Mała ma dalej różowe łuki podniebienne. Ale może tak ma fizjologicznie - tak stwierdziła nasza pani doktor. W każdym razie energii ma dużo, jest znów moim kochanym Bąblem. Co się zmieniło? Zrobiła się bardziej przytulaśna, jeszcze częściej przychodzi dać buzi i się przytulić :) No i druga rzecz, wpada w czarną rozpacz jak się jej czegoś nie pozwala. Nie wiem czy to ma do końca związek ze szpitalem, czy po prostu rozpoczął się jakiś nowy etap rozwoju, ale gdy jej mówię, że czegoś nie wolno to rzuca rzeczami krzycząc płaczliwym głosem "bach! bach!" i zaczyna płakać, łzy jak grochy lecą. Nie wiem czy to normalne? Nie ustępuję jej, musi znać jakieś granice, czekam aż sama się uspokoi. Wracając do pobytu w szpitalu to muszę napisać, że warunki mnie zaskoczyły pozytywnie, spodziewałam się, że będę musiała nocować na podłodze albo koczować na krześle. Nic podobnego. Za 15 zł za dobę dostałam łóżko szpitalne z pościelą, dostęp do łazienki, toalety, prysznica, kuchni. Nie było źle. Personel też muszę pochwalić. Wiadomo, że trafiają się różne osoby, jednakże od każdego można było uzyskać pomoc, Panie pielegniarki uśmiechnięte, życzliwe dla maluchów, lekarki uważne i zaangażowane. Nie było problemu z uzyskaniem informacji o stanie zdrowia córeczki, leczenie było skuteczne, a to najważniejsze :) Dziś mamy pozwolenie na pierwszy krótki spacer :) Już się nie możemy doczekać, Młoda też się ucieszy, bo ewidentnie nudzi jej się w domu... następnym razem napiszę podsumowanie 14 miesięcy, bo niepostrzeżenie 3 listopada upłynął nam kolejny miesiąc życia, trochę nowych umiejętności mamy :)

niedziela, 2 listopada 2014

powrót do domu

Po tygodniu wróciliśmy do domu ze szpitala. Dziś znów krótko, bo padam z nóg. Młoda ma jeszcze 3 dni antybiotyku doustnie, osłuchowo czysto, nie kaszle, gardło jeszcze odrobinę różowe, ale mam nadzieję, że przejdzie :) Wracamy do żywych, na nowo aklimatyzujemy się w domu, oby już na dobre. Napiszę jak było wkrótce...

wtorek, 28 października 2014

zapalenie płuc i szpital niestety :(

Niestety jesteśmy w szpitalu od niedzieli. Młoda ma zapalenie płuc :( my obydwoje też na antybiotyku, bo poszło nam na zatoki. Jest już poprawa, nie ma gorączki, także liczę na to że początkiem przyszlego tygodnia się stąd wylogujemy... Młodą rozpiera energia znów, co w szpitalnej sali nie ułatwia życia, ale miło ją widzieć znow w formie. Dziś krótko, bo z telefonu, może następnym razem będzie już z domu :)

piątek, 24 października 2014

domowy szpital

Jesteśmy chorzy. Wszyscy troje. Dawno nie dopadło mnie takie przeziębienie, oczy szczypią, katar leci z nosa albo całkiem go zatyka, gardło boli, kaszel męczy :/ Mój Mąż ma to samo tylko jeszcze więcej kaszle i dostał receptę na antybiotyk. Młoda jakby rochę mniej kaszle ale marudzi dalej tak samo, budzi się w nocy, katar też nie ustępuje. W dodatku nadal są problemy z jedzeniem, nie może zjeść więcej niż 100ml, nie ma apetytu, ma odruch wymiotny przy jedzeniu i zaczyna kaszleć. Staram się jej dawać mało a częściej ale nie zawsze wychodzi. Wmuszam w nią chociaż picie, żeby się nie odwodniła. W nocy są 3 pobudki na mleko, czasem wypije 90ml, czasem 30, ale nie odmawiam jej, bo lepiej w nocy niż wcale. Wiem, że tego potrzebuje. Mamy wolny weekend, siedzimy w domu i się kurujemy, oby do poniedziałku się udało...

środa, 22 października 2014

pogorszenie i antybiotyk :(

Młodej się pogorszyło. Zaczęła kaszleć, gorączka wróciła, a do tego nie jest w stanie jesc. Ma odruch wymiotny, chyba przez spuchnięte gardło lub krtań. No więć dziś Mąż był z nią znów u lekarki. Osłuchowo czysto, gardło bardzo zawalone. Bez antybiotyku się nie obejdzie. Tym razem dostaliśmy summamed, mam nadzieję, że szybko jej przejdzie bo taka biedna jest :( mnie też coś bierze choróbsko, kicham i prycham, Mąż też chory. Nie mam na nic czasu bo Mała wymaga 100% uwagi, cały czas marudzi i płacze albo chce się przytulać... ożywiła się dziś tylko jak przyjechali moi rodzice. Wizyta dziadzia i babci ją ucieszyła. Po południu był u nas kolega Małej - Kuba z mamą. Ale Młoda nie chciała się integrować :( ok idę spać bo padam z nóg :( dobranoc!

niedziela, 19 października 2014

Ani lepiej ani gorzej

Niby lepiej bo nie ma stanu podgorączkowego, ale za to katar zgęstniał, zrobił się żółty, trudno go odciągnąć, a Mała chrypi. Do tego dziś przegoniło ją ze dwa razy i dwa razy wymiotowała. Ale myślę, że to przez to, że w trakcie jedzenia ją katar przytkał i ją cofnęło :( Jutro idą z Mężem do lekarki, mają umówioną wizytę, bo ja będę w pracy. Na razie kisimy się w domu. Dziś Młoda była na ekspresowym 15 minutowym spacerku, bo żal mi jej było, że w tak ładną pogodę siedzi w domu... Musimy szukać sobie zajęcia, więc układamy ukłądanki, czytamy książeczki, rzucamy piłką, przytulamy się dużo, uczymy się nowych rzeczy. Zauważyłam, że Młoda w espresowym tępie przyswaja wiedzę. Umie powiedzieć jak ma na imię :) rozumie naprawdę dużo rzeczy o które ją proszę np. jak jej coś dam i powiem daj tacie to zaniesie tacie.
Gdy poszliśmy ostatnio na szczepienie i zobaczyła tapetę w kaczuszki to sama z siebie pokazała palcem i powiedziała "kwa kwa". Naprawdę taka rozumna się zrobiła, aż trudno uwierzyć, że dopiero co była takim małym dzidziusiem.
Dziś byli u nas goście, kolega Męża z pracy wraz z żoną, Młoda była nie w sosie ewidentnie, jedynie papa i buzi chętnie zrobiła na pożegnanie. Udało nam się dziś przynajmniej część dnia spędzić we trójkę, co ostatnio rzadko się zdarza. Szkoda, że Mąż musiał iść na nockę do pracy, bo od jutra znów zaczyna się gonitwa i mijanie się. A nie będzie lepiej, bo gdy wrócę na cały etat do pracy to będzie jeszcze ciężej... Ale damy radę!

sobota, 18 października 2014

MMR i katarzysko :/

W czwartek byliśmy na szczepieniu. Z racji, że to ten niepopularny MMR czyli świnka, odra, różyczka, trochę się bałam. Niby nie udowodniono jego związku z autyzmem ale obawa gdzieś tam pozostała. Pani doktor osłuchała Małą, zajrzała jej w gardziołko i uszy. Młoda była zadowolona, pokazała lekarce cały arsenał swoich umiejętności, opowiedziała jak robią poszczególne zwierzątka ;) podczas szczepienia o dziwo nawet nie płakała, przez jakieś 10 sekund mówiła płaczliwym głosem "nienienie!" i na tym się skończyło. Wydawało się, że wszystko będzie ok. Dopiero wieczorem zaczęły się problemy. Młoda płakała, nie mogła zasnąć, rzucała się okropnie po łóżko, nie pasowało jej ani na rękach, ani u siebie w łóżeczku, dopiero zasnęła gdy położyłam się z nią. Po godzinie obudziła się z okropnym płaczem i zapchanym nosem, spocona okropnie. Noc była kiepska. Kataru wcale nie było dużo, ale jakiś taki zatykający, przez co nikt z nas sie nie wyspał. Cały wczorajszy dzień Mała była okropnie marudna, z byle powodu wybuchała płaczem. Do tego stan podgorączkowy, totalny brak apetytu i niechęć do picia. Mleko jeszcze jako tako wypiła ale nic poza tym. Dziś w nocy też budziła się co 2-3 godziny, ale jakoś tak lepiej oddychała. Dziś już trochę mniej marudzi, więc mam nadzieję, że gorzej nie będzie. Tym sposobem dopadła nas pierwsza reakcja poszczepienna, przynajmniej tak myślę. Zaczęłam się zastanawiać nad zaczepieniem Młodej na meningokoki. Wcześniej odrzucałam tą szczepionkę z racji na jej niewielką skuteczność w Polsce. A to dlatego, że nie było szczepionki na szczep B. Od pół roku jest ona dostępna i rozważam szczepienie... ktoś ma jakieś doświadczenie w tym temacie? Powoli zaczynam też myśleć o powrocie do pracy na cały etat. Powinno to nastąpić na początku grudnia i muszę poszukać opiekunki. Na samą myśl o zostawieniu Małej z obcą osobą dostaję gęsiej skórki :( Jak to będzie?

poniedziałek, 13 października 2014

o gimnastyce i co u nas?

Niepostrzeżenie mijają kolejne dni, naprawdę czas ucieka jak szalony, praca miała być dorywcza, a jakoś się dużo tego uzbierało. Dziś byłam na wyjeździe kilkadziesiąt kilometrów za miastem, w tym tygodniu tylko środę i niedzielę mam wolną. Na szczęście Mała dobrze znosi rozłąkę. Najczęściej jeszcze śpi jak wychodzę, gdy dzwonię mówi "mama" do telefonu, ale nie płacze. Cieszy się jak wracam i daje buziaka, przytula się. W zeszły czwartek została z moją mamą, poradziły sobie świetnie, Młoda wyspana, zadowolona, najedzona :) pełen luz. Jutro będzie większy stresik, bo Córa zostanie z moim tatą. I o ile mój tata zajmował się mną i bratem jak byliśmy mali i bardzo lubi dzieci, a one jego, o tyle jakoś tak się stresuję. Bo mój tata nie ma już tej intuicji i wyobraźni, co potrafi zrobić Małe dziecko, zwłaszcza sobie. Więc z pewną dozą niepewności ją zostawię, no ale muszą sobie jakoś poradzić przez te parę godzin. Wszystko naszykowane, jedzenie, ubranie także mam nadzieję, że nie będzie większych problemów.

Weekend spędziliśmy u moich rodziców, pogoda dopisała, jak na połowę października było cieplutko i słonecznie. Młoda pobawiła się na kocu, pogrzebała w kamieniach, w trawie, całymi dniami była na dworze, potuptała dużo na nóżkach, więc była zmęczona i szczęśliwa. Byliśmy nad stawem z wizytą u kaczek, pozaczepialiśmy wszystkie psy we wsi. Nawiązaliśmy kontakt z kilkoma dziećmi, było naprawdę fajnie :)

Od jakiegoś czasu Młoda ma etap gryzienia. Potrafi ni z tego, ni z owego ugryźć całkiem mocno. Zauważyłam, że najczęściej gryzie gdy jest zmęczona, ale różnie to z nią bywa. Za każdym razem mówię jej "nie wolno gryźć", a ona wtedy daje mi buziaka tam gdzie ugryzła. Jak tu się na nią gniewać?

Jeszcze kilka słów o gimnastyce bo kilka osób mnie pytało jak to wygląda. Tam gdzie chodzimy, w Skakance rodzice biorą aktywny udział w ćwiczeniach. Dzieci ćwiczą ze swoim opiekunem. Każde zajęcia były do tej pory trochę inne. Było skakanie na piłce (dostosowanej do wielkości użytkowników), turlanie na piłce, tory przeszkód dla dzieci, tunele, chodzenie po równoważni, wspinanie się po drabinkach, chodzenie po airtrack'u, turlanie się po materacach, przewroty, ćwiczenia sensoryczne (dotykanie, rzucanie, ugniatanie przedmiotów o różnych fakturach, masie), łapanie baniek mydlanych, "wieszanie się" na drążku. Dzieci ćwiczą boso. Oczywiście jeśli dziecko nie chce czegoś robić, lub jest zainteresowane czymś innym to nie ma zmuszania :) w tle gra muzyka. Mnie osobiście bardzo się podobają takie ćwiczenia i widzę, że Młodej również więc chodzimy regularnie.


środa, 8 października 2014

spóźnione 13 miesięcy

Wstyd straszny, ale moje szczęście największe skończyło 13 miesięcy już 5 dni temu, ale nie miałam czasu na podsumowanie taki sajgon u nas ostatnio. Koleżanka w pracy postanowiła wziąć wolne z dnia na dzień no i okazało się, że zamiast 7 dni w tym miesiącu, będę w pracy przynajmniej 12. Z jednej strony dobrze, a z drugiej na nic nie mam czasu. Z Mężem się mijamy, nie nadążam z niczym, nie mam czasu porządnie posprzątać, ogarnąć.

No ale, ale... Czas na krótkie podsumowanie. A więc moja 13-miesięczna Córa:
-waży... nie wiem ile, myślę, że zbliża się do 11 kg, ale dokładną wagę będę znała 16.10, bo wtedy idziemy się szczepić.
- ubrania nosi w rozmiarze 80/86
- buty nosi w rozmiarze 20,
- ząbków ma 10!! Nareszcie dobrnęliśmy do połowy tego, co ma wyjść. Jest dumną posiadaczką wszystkich jedynek i dwójek, i dwóch czwórek po lewej stronie.
- nosi pampersy rozm 4 i 4+ na noc
- przespała dwie całe nocki, po czym wróciła do budzenia się w nocy na mleko, nawet w okolicach pólnocy. Myślę, że jest to tym razem związane z ząbkowaniem i liczę, że kiedyś minie?
- gdy chce potrafi chodzić sama, jest jeszcze dość wywrotowa i bezpieczniej się czuje na czterech "łapach", więc mimo wszystko dużo raczkuje,
- powtarza coraz więcej słów po swojemu: kasztanek (kaka), czapka (kwakpa?), naśladuje odgłosy zwierząt (piesek, kotek, kaczka, kurka, krowa, konik itp),
- pokazuje części ciała (brzuszek, paluszki, nóżki, pupę, uszy, oczy, nosek, włosy)
- zna znaczenie wielu słów, potrafi je wskazać lub znaleźć,
- daje buzi z zamkniętą buzią i głośnym cmoknięciem, ucałuje każdego, nawet obcego i to nie tylko człowieka ale psa, lalkę, zabawkę :)
- nadal nie boi się obcych, daje cześć nieznajomym ludziom na ulicy i macha do nich z uśmiechem, zaczepia także wszystkie psy,
- ma kilka stałym punktów dnia: jedna pobudka w nocy, potem butla rano koło 5-6 i spanie do 7-8 (!), śniadanko - kaszka po 8, koło 12 obiadek - gęsta zupa, koło 15 drugie danie z owocami lub bez, 19 - kolacja - kaszka. Drzemkę mamy jedną, czasem koło 11, a czasem dopiero koło 13, w zależności od tego jak długo Córka śpi,
- lubi spacerować na własnych nóżkach, zbierać kamyki, liście, kasztanki, żołędzie. Generalnie nie może mieć pustych rąk.
- pokazuje fochy, jest niezależna i lubi decydować o tym gdzie idziemy i co będziemy robić. Ulubionym miejscem jest klubik dla dzieci Skakanka, gdzie spędzamy sporo czasu gdy jest zimno.
- chodzi na gimnastykę i uwielbia to. Jest zawsze asystentką Pani prowadzącej z racji tego, że jako jedyna nie boi się obcych i chętnie wykonuje ćwiczenia :)
- uwielbia tańczyć, spiewa po swojemu,
- je coraz większe kawałki, sząłu nie ma ale robimy powoli postępy.

Jest nadal moim światełkiem :) Nie wyobrażam sobie życia bez niej.  Bardzo Cię kocham Córeczko :*

piątek, 3 października 2014

buziak dla każdego

Pogoda nam się popsuła, zrobiło się szaro, buro i zimnooo... W związku z tym nasze spacery też musiały się skrócić. Za to więcej czasu spędzamy w Skakance - klubiku dla dzieci. Młoda zakolegowała się na dobre ze swoim nowym znajomym z gimnastyki -Kubą. Oczywiście dzieciaki nie potrafią bawić się jeszcze ze sobą, raczej bawią się obok siebie. Ale jest wesoło, bo zawsze coś ciekawego wymyślą. Muszę pilnować Małą bo ma tendencję do drapania i gryzienia. Więc mam na nią oko, żeby nie sprzedała koledze jakiejś kontuzji. Dziś nawet sprzedała Kubie buziaka. Mało tego. Ona by dała buzi obcemu na ulicy, gdyby ten ją o to poprosił. Taka się całuśna zrobiła, że nawet pieska sąsiadów ostatnio wycałowała po boku i głowie. Rozczula mnie to bardzo, mam nadzieję że ten etap jej za szybko nie minie bo uwielbiam te jej buziaki. Niedawno, gdy Młoda spała i ubierałam jej śpiworek na noc, dostałam całuska nawet przez sen. Kochana ta moja Żaba jest :*
Dziś, razem z mamą Kuby zabrałyśmy dzieciaki do basenu z kuleczkami. Jakoś się przecisnęłyśmy przez ciasne przejście. Młoda była zachwycona, w ogóle się nie bała, zjeżdżała  z dużej zjeżdzalni do kulek i śmiała się jak opętana. Oczywiście nie chciała wyjść później, no ale to inna bajka.
Wyszedł nam 9 ząbek, ostatnia dwójka (prawa, dolna), czekamy jeszcze na czwórkę po tej samej stronie i liczę na chociaż krótką przerwę w ząbkowaniu. Chociaż pewnie naiwna jestem. Ze spaniem jest różnie, ale ogólnie Młoda kręci się przez sen i popłakuje, więc dokuczają jej nadal te zębiska.
Ok, kończę i idę spać bo wstawanie do pracy po średnio przespanej nocy miażdży mnie ostatnio... dobranoc!

wtorek, 30 września 2014

Jesień

Koniec września nagrodził nas piękną pogodą. Taką jesień to ja rozumiem, piękną i złotą. Młoda chodzi na spacerki, zbiera liście i kasztany :) Tupta coraz dalej i coraz lepiej, coraz częściej też puszcza się i robi kilka kroków sama także na dworze. Na gimnastyce po materacu śmiga na małych stópkach na motorek, może to kwestia miękkiego podłoża? Młoda bardzo interesuje się innymi dziećmi, niestety muszę trochę chłodzić jej entuzjazm, bo zdarzyło się już, że podrapała kolegę z gimnastyki. Nie złośliwie, po prostu chciała go pogłaskać po głowie, a nie ma jeszcze wyczucia. Mamy na tej gimnastyce są różne. Ja jestem raczej z tych wyluzowanych. Owszem patrzę co Młoda wyprawia, pilnuję, żeby sobie lub innemu dziecku nie zrobiła krzywdy. Ale nie chodzę za nią krok w krok, nie asystuję przy każdym podniesieniu piłki, czy zabawki, pozwalam jej na pewną swobodę, oczywiście dostosowaną do jej wieku i umiejętności. Mam wrażenie, że bardziej (nad)opiekuńcze mamy patrzą na taką postawę z pewną dezaprobatą, ale się tym jakoś nie przejmuję. Poznałam na gimnastyce taką mamę, która ma podobne podejście do mnie. Jej synek, Kuba ma 10 miesięcy i jest na podobnym etapie rozwoju, przynajmniej ruchowo, jak Młoda. Bardzo sympatycznie nam się rozmawiało, umówiłyśmy się na plac zabaw z dzieciakami później. Chcemy wykorzystać być może ostatnie tak ciepłe i przyjemne dni w tym roku. Oby taka pogoda trwała jak najdłużej.

Ostatnio cierpię na brak czasu, nie mam czasu śledzić blogów, tutaj też rzadko bywam, ale mam nadzieję, że to się zmieni niedługo :) bo chcę uchwycić te chwile i małe wydarzenia, o których tak szybko się zapomina.

piątek, 26 września 2014

cmok cmok

Mała daje buzi. Robi to tak słodko, z taką dziecięcą ufnością, że chwyta mnie tym za serce. Już nie otwiera przy tym buzi i nie ślini. Pochyla główkę i wydaje głośne cmoknięcie, niekoniecznie w odpowiednim momencie. Za każdym razem gdy to robi, kocham ją coraz mocniej :) Chociaż czy to jeszcze możliwe? Ostatnio siedziałam na kanapie, ona stała koło mnie i dawała mi buzi co około 10 sekund. I tak przez pół godziny :)
Z chodzeniem idzie jej naprawdę dobrze. Za jedną rączkę spacerujemy swobodnie po dworze, Młoda nie chce za bardzo jeździć w wózku, szybko się nudzi i domaga wyjęcia na zewnątrz. Tupta dzielnie nawet całkiem spore jak dla niej odległości. Jest uparta. Jak sobie coś upatrzy to musi to podnieść, jak chce gdzieś iść to ciągnie z oślim uporem w tą stronę. Wcześniej na topie były liście. Średnio co 2 kroki musieliśmy się zatrzymać i schylić po wybrany okaz, a potem całe półtorej metra dzierżyliśmy go w dłoni, póki nie znaleźliśmy kolejnego egzemplarza. Ciężko było gdziekolwiek dojść. Teraz na szczęście jej przeszło, woli kałuże :/ Sama do chodzenia się nie garnie. Kilka kroków przejdzie, ale szybciej i bezpieczniej jest na czworaka więc woli tak się przemieszczać.
Tysiąc razy dziennie ściąga skarpetki z nóg, to samo ze spinkami z włosów. Ostatnio przestraszyła nas w samochodzie, bo nagle zaczęła się krztusić. Myślałam, że może po jedzniu coś jej się wróciło. Ale nie. Gwiazda wyjęła spinkę z włosów, wsadziła sobie do paszczy, a że spinka była dość duża to się nie mieściła. Im bardziej Młoda próbowała ją wepchnąć w całości do buzi, tym większy odruch wymiotny miała... więc od dziś jeździ bez spinek.
Na ten miesiąc mam mocne postanowienie, żeby spróbować posadzić Młodą na nocnik. Myślę, że jest szansa, że chociaż kupę by zrobiła do nocnika, może akurat by się udało? Mniej mycia tyłka, zawsze to krok do przodu ale zobaczymy jak będzie w praktyce... Chciałabym także zacząć kroić Małej kanapeczki w wagoniki, żeby sobie sama jadła. Raczej do klasycznego BLW nie będę dążyć, bo chyba za późno na to (?) ale jakieś elementy samodzielnego jedzenia chciałabym wprowadzić. No i może dzięki temu pożegnamy na dobre papki. Z jedzeniem jest lepiej. Mała je zupę bez marudzenia, rozgniatam warzywa widelcem i nawet jej to idzie, niedługo zamierzam zacząć kroić mięsko na większe kawałeczki. Młoda jest rozbrajająca. Przy jedzeniu mówię do niej, żeby gryzła, a nie łykała w całości. Więc daję jej łyżkę zupy z grudkami, ona połyka natychmiast, a potem rusza buzią, że niby gryzie, cieszy się i bije sobie brawo. Więc ją chwalę, że pięknie gryzie :) szkoda tylko, że z pustą buzią ;) Nie wiem co mogłabym Młodej zacząć dawać do jedzenia na drugie danie? jeszcze kiepsko sobie radzi z pokarmami o stałej konsystencji, ale chciałabym coś jej już przemycić z porządnego jedzonka. Marzę o tym, żeby mieć już ten etap za sobą, żeby Młoda jadła już normalnie z nami, to gotowanie dla niej osobno, kombinowanie jest wkurzające. Ciekawe kiedy to nastąpi?

Ze wstawaniem znów mamy masakrę, od tygodnia Młodej dają w kość zęby chyba, bo budzi się z płaczem kilka razy w nocy, czasem domaga się mleka, a czasem zaśnie bez. Biorąc pod uwagę, że do pracy wstaję po 5 to średnio przytomna chodzę... Liczę na to, że na dniach wyjdą te nieszczęsne dwójka i czwórka i będzie chwila spokoju...

środa, 24 września 2014

tup tup tup

Mała chodzi spryciula sama. Ale woli raczkować, więc do chodzenia trzeba ją motywować. Któregoś dnia, gdy byliśmy w Skakance (taki ośrodek zabaw dla dzieciaków), zauważyłam, że gdy Młoda naprawdę chce jakiejś zabawki to robi kilka kroków na nóżkach bez podparcia, po czym kuca i zaczyna raczkować. Więc jednak potrafi tylko leniuszek jest :) Od tamtej pory jak stoi przy meblu i kucnę w niedużej odległości i powiem "chodź do mamy!" to przejdzie do mnie te kilka kroków :) jeszcze nie są to samodzielne spacery, ale zawsze coś!!

Weekend minął nam szybko. Była u nas moje przyjaciółka, niestety w nienajlepszej formie, bo rozstała się z mężem. Al ei tak się cieszę, że przyjechała. Młoda jak zwykle była bardzo zadowolona, bo ona lubi jak są goście w domu i dużo się dzieje. Pogoda niestety była średnia, więc głównie siedziałyśmy w domu i w Skakance, nie mogłyśmy się nagadać. Mam nadzieję, że chociaż trochę pomogłam jej przetrwać ten ciężki okres, w końcu od tego są przyjaciele...

Od poniedziałku zaczęła się bieganina, w tym tygodniu dużo pracuję, mój Mąż także, więc zmieniamy się przy Małej. Dodatkowo jakieś przeziębienie mnie dopadło, trochę kicham, trochę smarkam i nie mogę się rozgrzać. Ale przy tych temperaturach to chyba nic dziwnego. Dziś jak rano wychodziłam do pracy było u nas 4 stopnie!! Podobno w Tatrach zima. I niestety czuć to w powietrzu, które stamtąd zawiewa. Wczoraj udało się nam wspólnie zaliczyć wizytę kontrolną u dentysty, przy okazji dopytałam o te zęby Małej. Podobno mogą wychodzić nie po kolei i to zupełnie normalne, że czwórki pojawiają się wcześniej niż trójki.

Muszę się pochwalić, że w zeszłym tygodniu Młodej udało się przespać dwie całe noce bez pobudki na mleko. Wypiła butlę dopiero rano, przed 7. No ale niestety to były 2 epizody, bo od weekendu zaczął się znów hardcore z zębami. Idzie ewidentnie dolna dwójka i czwórka po prawej stronie. Młoda budzi się z płaczem parę razy w ciągu nocy, trzyma się za policzek, czasem nawet nie jest w stanie jeść mleka tak ją boli. Daję jej Ibum jak widzę, że jest bardzo źle, ale też nie ma po nim rewelacji. Mam nadzieję, że lada dzień te zęby się wyklują i będziemy mieć trochę oddechu przed następnymi. Dziąsła są już mocno spuchnięte, ale nadal czekamy.

Myślę, że już na dobre przestawiliśmy się na jedną drzemkę dziennie, czasem zdarzy się jeszcze dzień, że Młoda drugi raz się zdrzemnie, ale już naprawdę rzadko. Czasem zdarza się, że przez cały dzień śpi pół godzinki. Nie wiem skąd jej niespożyta energia :)

piątek, 19 września 2014

Tańce, gimnastyka i to, co nas cieszy

Mała jest dzieckiem pogodnym, pisałam to nie raz. Robi czasem rzeczy, które rozwalają mnie na łopatki i powodują szeroki uśmiech. Uwielbiam jak Młoda tańczy, do czegokolwiek. Chociaż oczywiście ma swoje ulubione piosenki. Królują Fasolki ("Mydło", "Szczotka, pasta", "Ogórek", "Witaminki"). Mała uwielbia też "Jagódki", "Krasnoludki", "Jedzie pociąg", "Kaczuszki", "Jadą, jadą misie". Oprócz piosenek dla dzieci ma swoje szlagiery dla dorosłych ;) Lubi czołówkę serialu "Przyjaciele" oraz "Rodzinka.pl", no i niektóre reklamy. Najbardziej cieszą ją ostatnio reklama Sunbites tą, do której podkładem jest "Girls just want to have fun" Cyndi Lauper i reklama Żabki, gdzie leci piosenka "Raduje się serce, raduje się dusza" :) Mój Mąż lubi ciężkie brzmienia, słucha ostrego rocka i metalu. Małej to nie przeszkadza, jak ostatnio oglądał koncert jakiejś grupy to próbowała naśladować perkusistę i gibała się na wszystkie strony. A tańczy zabójczo, próbuje naśladować ruchy rąk i ramion z teledysków, rytmicznie podskakuje z jednego półdupka na drugi siedząc, a stojąc zarzuca pampersem na boki. Jest taka przy tym zabawna i rozkoszna, że najchętniej bym ją schrupała.
Dziś byłyśmy na gimnastyce. Chodzimy do grupy dzieci od 10-20 miesięcy. Na początku zajęć mamy siedzą z dziećmi w kółku na materacach i przedstawiają siebie i swoje pociechy w kilku słowach. Wszystkie dzieci siedziały przyklejone do swoich mam, cioć lub babć. A co robiła moje Gwiazda? Raczkowała wkoło, zaczepiając wszystkich. Jedna Pani miała ciekawy zegarek, który trzeba było dotknąć, chłopczyka musiała pociągnąć za nogę, Pana prowadzącego pogłaskać po plecach :) Fajnie, że Mała jest taka otwarta i się nie boi, czasem śmiać mi się chce ile potrafi zrobić, żeby zwrócić na siebie czyjąś uwagę.
Ostatnio uczę ją, że nie można dotykać piekarnika, boję się, że kiedyś się oparzy. Więc tłumaczę, że piekarnik jest "ziiiii", bo jak wytłumaczyć rocznemu berbeciowi, że gorące to gorące? Więc moja Mała Córcia grzecznie za mną powtarza że to jest "ziii", po czym wiesza się na drzwiczkach piekarnika :)
Gdy Młoda była chora, inhalowaliśmy ją 2-3 razy dziennie solą fizjologiczną za pomocą inhalatora. Urządzenie to burczy jak traktor, ale jest skuteczne więc nie ma co wybrzydzać. No, ale żeby działało jak należy na chore drogi oddechowe, to taka inhalacja musi trwać przynajmniej 10-15 minut. Wyobraźcie sobie, że Mała uwielbia inhalację, czasem włączam jej piosenki na youtube, żeby się nie nudziła i tak siebie siedzi grzecznie przez cały czas kiedy ma maskę na buzi. Czyli nawet pół godziny. Mało tego. Gdy tylko wypatrzy inhalator, to krzyczy "Bziii, bziii" tak długo, aż wyjmę urządzenie i zaczniemy się inhalować. To chyba nie jest normalne u tak małego dziecka ?:) Pomijam fakt, że antybiotyk jej tak smakował, że tylko oblizywała się po nim mówiąc "mniam, mniam, mniam" (mieliśmy Amotaks). Mam nadzieję jednak, że za często nie będzie miała okazji go próbować.
Na placu zabaw ona kieruje gdzie idziemy, nie ma możliwości, żeby iść gdzie indziej, bo jest awantura. Oczywiście nie jest tak, że pozwalam jej na wszystko, ale w miarę jej możliwości ma wolną rękę. Koło placu zabaw nie możemy przejść bez zaglądnięcia chociaż na chwilkę..aktualnie na topie jest zjeżdżalnia, piaskownica, karuzela i łódka, która się kołysze.
Mała umie pokazać duże części ciała, wie gdzie ma pampersa, siku i kupę, uczy się budować z klocków, umie wydać odgłosy coraz większej ilości zwierząt. Uwielbia piłki, na gimnastyce siada na piłce i podskakuje tyłkiem, bez trzymania. Umie rzucić piłkę, niekoniecznie w tym kierunku, w którym chce. Próbuje się sama ubierać, bez większych sukcesów. Lubi okulary, łańcuszki, zegarki, jak rasowa kobietka.
Córa ujmuje moje serce w swoje małe łapki każdego dnia, każdy jej uśmiech, każde buzi (aktualnie często z zamkniętą buzią!), sprawiają, że kocham ją jeszcze i jeszcze mocniej, chociaż wydawałoby się, że mocniej już nie można... Jest obłędna, zaskakująca, codziennie, przez nią śmieję się i płaczę. Kocham Cię córeczko :*

czwartek, 18 września 2014

Zęby nie po kolei :)

Wczoraj po kąpieli, kiedy standardowo czyściłam Młodej gazikiem dziąsła, wyczułam z tyłu po lewej stronie, na dole coś twardego i ostrego. Okazało się, że to czwóreczka w pełnej krasie. Ostatnio Młoda nie chciała dać sobie czyścić dziąseł, więc robiłam to szybko, bo darła się wniebogłosy. No i już wiem dlaczego. Dziwne, że te zęby wychodzą tak nie kolei, czy to normalne? Mała ma wszystkie jedynki, na górze obydwie dwójki, na dole mamy tylko lewą dwójkę i lewą czwórkę. Prawej, dolnej dwójki brak, tak samo jak wszystkich trójek. Dziwaczne :)

Odkąd Mała czuje się lepiej, lepiej sypia. W nocy oczywiście budzi się na jedzonko koło 4-5, ale potrafi dospać do 7.45. Jestem w raju. Ostatnio zrobiła mi niespodziankę. Obudziła się o 6, byłam nieprzytomna. Poszłam, zrobiłam mleczko i tak sobie leżałyśmy. Niespodziewanie Młoda po mleku zasnęła i spała do 9!!! Takie rzeczy nie miały miejsca odkąd miała chyba ze 4 miesiące :) oby tak dalej!

środa, 17 września 2014

po kontroli i skrót wydarzeń

Wczoraj byliśmy na kontroli u naszej lekarki. Wizyta była przyjemnością, zwłaszcza, że okazało się, że osłuchowo Mała jest "czysta". To charczenie, które czasem słychać jest pozostałością po katarze, który spływając sobie gdzieś po tylnej ścianie gardła, powoduje taki odgłos. Ale dziś już nawet to charczenie jest mniejsze. Mamy jeszcze podawać antybiotyk do jutra i powinno być ok. Bardzo się cieszę, Młoda chyba też, bo całą wizytę zaczepiała lekarkę. Gdy ta osłuchiwała ją na pleckach, Mała wyginała się do tyłu żeby ją zobaczyć i szczerzyła do niej swoje 7 ząbków. W ogóle to wróciła do siebie moja ruchliwa dzidzia, szaleje jak zawsze, rozrabia na całego. Tak bardzo absorbuje moją uwagę, że nie miałam czasu napisać konkretnego posta co u nas. W zeszłym tygodniu od środy do piątku siedzieliśmy w domu bo Mała była naprawdę nie do życia. W sobotę było lepiej więc wybraliśmy się na otwarcie kompleksu z placem zabaw dla dzieci http://skakanka.eu/ - rewelacja. Młoda co prawda jest jeszcze za mała, żeby kicać po dmuchanych zamkach, ale plac zabaw w środku, z zabawkami, książeczkami, tunelami itp, zdobył jej serce. Dodatkowo jest tam również ścianka wspinaczkowa dla dorosłych i dzieci. W tym tygodniu byliśmy tam a zajęciach gimnastycznych dla dzieci w wieku 10-20 miesięcy, było super. Mała miała kontakt z rówieśnikami, poszalała, a przy okazji poćwiczyła na równoważni, na piłce, z różnymi akcesoriami. Fajna sprawa, planujemy jej wykupić karnet i póki siedzę w domu, będę z nią chodzić. Jak ktoś mieszka niedaleko to naprawdę warto się wybrać, starsze dzieci uczą się wspinaczki, a wszystko jest prowadzone przez młodych fizjoterapeutów, którzy zarażają swoim entuzjazmem. A w czasie kiedy dzieci się bawią, rodzice mogą sobie wypić kawkę i zjeść ciacho w kawiarni :) W niedzielę byliśmy na odpuście, Młoda nie wiedziała gdzie patrzeć, tyle ciekawych rzeczy wokoło, w zagrodzie chodziły koniki, dzieci mogły za opłatą na nich pojeździć. Myślałam, że jej się spodobają, ale z konikami wygrał autobus, który przejeżdzał za nami. Młoda uwielbia autobusy i ekscytuje się, gdy jakiś widzi, bo myśli, że będziemy wsiadać. Śmialiśmy się, że taka z niej miejska dziewczyna. Po odpuście pojechaliśmy na obiad do restauracyjki, którą otworzyła moja przyjaciółka ze szwagierką. Zjedliśmy z Mężem pyszne jedzonko, a Młoda poszalała po lokalu. Jak zwykle wszyscy na nią patrzyli więc była zachwycona. No a dziś była u nas moja mama, odwiedziła wnusię, byłyśmy na placu zabaw, Młoda pojeździła na rowerku.
W tym tygodniu mamy zaplanowanych dużo gości, bo w piątek przyjeżdża do nas mój kuzyn, a później na weekend przyjeżdża moja przyjaciółka ze studiów. I chociaż dzieje się u niej niefajnie, ma trochę problemów to i tak się cieszę, że się zobaczymy, nagadamy się i nacieszymy swoim towarzystwem. Zapowiadał się również kolega mojego męża z żonką, więc będzie wesoło.

wtorek, 16 września 2014

charczenie

Na nic nie mam czasu, nie miałam czasu nawet napisać. Dziś krótko. Z Małą na szczęście już lepiej. Odzyskała energię, katar już spuścił z tonu. Jedyne co mnie martwi to charczenie przy oddychaniu, które nadal nie odpuszcza. Antybiotyk jeszcze stosujemy... Dziś idziemy po południu do kontroli, w końcu do naszej lekarki, zobaczymy co powie. Gdyby nie to charczenie to nikt by nie powiedział, że Małej coś dolega, więc liczę na to, że to jakaś pozostałość po tym katarze. Nadal doskwiera nam brak apetytu, chociaż z dnia na dzień jest lepiej. Napiszę więcej jutro, bo muszę zrobić dziś 1000 rzeczy.

piątek, 12 września 2014

Małymi kroczkami do przodu

Jest troszkę lepiej. Mała nie jest przynajmniej taka przelatująca przez ręce, odzyskała część swojej energii, i dużo mniej marudzi. Gluty ma okropne, mimo rozrzedzania solą morską, ciągną się na pół metra. Ale przynajmniej nie wiszą aż do brody.Stan podgorączkowy już prawie dał spokój. Jeść nadal nie chce, więcej niż 100 ml żadnego posiłku nie wciągnie. Ale mam nadzieję, że jak trochę katar zelżeje, to się zmieni. Nawet zebrało jej się dziś na wstawanie. Stała dziś przed szafą z dużymi lustrami i robiła przysiady. Taka była z siebie zadowolona, że sama stoi bez podparcia i kuca i staje i tak w kółko. Mam nadzieję, że idzie ku lepszemu.

Noc była ciężka. Postanowiłam położyć się wcześniej, bo oczy mi się lepiły już koło 21. Ledwo przyłożyłam głowę do poduszki, a Młoda postanowiła się obudzić. Patrzę a ona stoi w łóżeczku całkiem rozbudzona. Myślałam, że głodna, bo kolacji w ogóle nie zjadła. Zrobiłam butlę. Wypiła ok. 100ml, ale spać nie chciała. Wkładała mi paluchy do buzi, do oczu, piszczała, gadała, płakała, jęczała... zasnęła koło 1 w nocy. Przełożyłam ją do łóżeczka, obudziła się z płaczem o 2, później o 4 na mleko, a o 5 musiałam wstać do pracy. Byłam masakrycznie nieprzytomna. Ale Mąż miał jeszcze gorzej bo wrócił z pracy o 2 w nocy, a Mała o 5 zrobiła pobudkę i nie spała do 7. Później jeszcze dodrzemała do 8. Mam nadzieję, że w weekend uda mi się trochę nadrobić spanie.Najgorsze jest to, że ja zaczynam kichać, a Męża boli gardło. Więc prawdopodobnie Mała sprzedała nam swoje choróbsko... no cóż...

czwartek, 11 września 2014

pogorszenie i antybiotyk :(

Niestety zamiast lepiej, to jest gorzej. Wczoraj było tylko katarzysko, marudzenie i totalny brak sił, Młoda była bardzo zmęczona, rozdrażniona, płakała z byle powodu. Dziś było może trochę mniej płaczu, ale też mniej energii, a do tego doszło rzężenie w płucach i stan podgorączkowy. Odwiedziliśmy więc lekarza. Niestety nasza pani doktor jest na urlopie, więc udaliśmy się do innej. Nie przypadła mi ona za bardzo do gustu, zero podejścia do dzieci. Stwierdziła, że to niemożliwe, że Młoda ma katar od wczorajszej nocy a to rzężenie od dziś i że na pewno nie zauważyłam po prostu (!). Już tym mi podpadła. No kurdeeee, jak mogłabym nie zauważyć gili do pasa i charczenia? Jak mogłabym nie zauważyć 100 pobudek w nocy i płaczu co 15 minut w nocy? Wkurzyłam się na maksa, babsztyl był średnio przyjemny, w dodatku władowała małej tak szpatułkę do gardła aż ta się porzygała :/ ja rozumiem że trzeba gardło sprawdzić, ale ona stwierdziła, że Młoda nie umie kaszleć i trzeba ten kaszel wymuszać wsadzaniem szpatułki do gardła, prawie po żołądek! Jeszcze mi jedną wręczyła, żebym w domu też tak robiła. Po moim trupie!!! W domu poprosiłam Małą ładnie żeby zrobiła "ehe, ehe" i odkaszlnęła bez drastycznych zabiegów. Można? Można! No ale fakt faktem, że w oskrzelach coś zaczęło rzęzić, no i Mała dostała swój pierwszy antybiotyk. Biedna była dziś taka padnięta, że większość dnia spędziła u mnie lub u Męża na kolanach przytulając się i podsypiając. Gdy gorączka zaczęła rosnąć, dałam jej czopek z paracetamolem i ożywiła się na chwilkę. Przez cały dzień prawie nic nie jadła, na śniadanie zjadła jakieś 50ml kaszy, później zrobiłam jej trochę mleka, wypiła może kilkadziesiąt ml, potem wmusiłam w nią jakieś 100 ml zupy, po południu dałam jej znów mleko ale wypiła tylko jakieś 30 ml, trochę owoców zjadła (ok.100ml), kolacji w ogóle nie chciała, więc gdy zasnęła, dałam jej na śpiocha znów mleko, wypiła ok 100ml. Wody za dużo tez nie pije, więc cieszę się, że chociaż trochę mleka w nią wlałam, zawsze to jakieś płyny. Mam nadzieję, że leki zadziałają, dostaliśmy też Flegaminę w kropelkach, nadal inhalujemy Małą solą fizjologiczną 3 razy dziennie, na noc smaruję ją olejkiem rozgrzewającym dla niemowląt, nosek maścią majerankową. Na łóżku wisi szmatka pokropiona olejkiem eukaliptusowym. Łóżeczko podnieśliśmy od strony głowy tak żeby lepiej jej było oddychać. Nie wiem co jeszcze moglibyśmy zrobić żeby dobrze jej się spało, żeby zdrowiała. Tak strasznie mi jej żal, chętnie bym wzięła na siebie to całe choróbsko, żeby tylko jej odpuściło...

środa, 10 września 2014

smarki do pasa i bezsenna noc

Mała ma katar. Nie wiem skąd się przyplątał, bo ani nie zmarzła, ani nie miała kontaktu z przeziębioną osobą. Po prostu z powietrza przyleciały wredne gile :( biedna Malutka budziła się w nocy co 15 minut z płaczem bo ją zatykało. Więc nikt się nie wyspał, a do tego było mi jej tak strasznie żal. Gorączki nie ma, kaszlu też nie, tylko to katarzysko wstrętne. Dziś zaczynamy akcję inhalowanie plus nasivin, miejmy nadzieję, że będzie lepiej w nocy bo oszaleję. Do tego musiałam wstać po 5 do pracy, średnio przytomna dziś byłam :/ Waham się czy iść do lekarza, ale chyba póki nie ma gorączki, a katar jest bezbarwny to nie ma sensu. Nie powie nam nic odkrywczego... Więc czekamy aż gile nas same pożegnają, pomagamy je wygonić domowymi sposobami :)
Najgorsze jest to, że nie chce sobie dać odciągnąć kataru Fridą, płacze przeraźliwie jak się zbliżam chociażby z chusteczką do nosa. W ogóle płacze bez powodu, bawi się bawi i nagle ryk. Tzn pewnie ją boli coś, albo głowa albo gardło... nie wiem jak jej pomóc biduli :(

niedziela, 7 września 2014

Po imprezie

No i nareszcie jesteśmy po nalocie gości. Impreza się udała. Na szczęście udało się dojechać wszystkim, nawet moim rodzicom, którzy z powodu stłuczki stracili na jakiś czas samochód. Na szczęście dostali zastępcze autko i przyjechali. Trochę się napracowałam bo zrobiłam kilka ciast i torcik na zimno, było dmuchanie świeczki z jedynką i śpiewanie sto lat. Młoda była zachwycona i chociaż nie wiedziała co zrobić ze świeczką, to podobało jej się zamieszanie wokół jej osoby i to że jest w centrum zainteresowania. Tak intensywnie wszystko przeżywała, że dziś do łask wróciły dwie drzemki po półtorej godziny. Wieczorem też z wrażenia nie mogła zasnąć. Mała nazbierała prezentów co niemiara, jej i tak pełne pudła zabawek już pękają w szwach, niektóre gadżety musiały zostać schowane do szafy, żebyśmy się o nie nie pozabijali (niech żyje mały metraż mieszkania). Nie obyło się też bez wypadków. Gwiazda taka była zainteresowana torebką na prezenty, że nie utrzymała równowagi i upadła fundując sobie na czole spore zadrapanie. Taka się awaryjna ostatnio jakoś zrobiła. Na pewno wynika to z tego, że chce więcej niż umie. Ostatnio wpadła od pasa w górę do pudła zabawkami, bo musiała teraz, natychmiast wszystkie wyrzucić na zewnątrz. Rączka się omsknęła no i był płacz i siniak na pół policzka. Po zeszłotygodniowej wizycie u chrześniaka, nie wiadomo skąd wyrósł gąszcz siniaków na jej łydkach. Ciągle się gdzieś obija, chyba ma to po mnie :) Oki chyba pora iść spać, bo jutro czeka mnie pobudka po 5 i wio do pracy...

sobota, 6 września 2014

roczek

3 września o godzinie 12.35 minął dokładnie rok jak Mała jest po tej stronie brzucha. Powiedzieć, że to niesamowite i że nie mogę uwierzyć, że przez ten rok tak się zmieniła, to za Mało. Fantastyczne było obserwowanie jej rozwoju, to jak zmieniała się z dnia na dzień. Jutro robimy imprezkę dla rodzinki, także dziś cały dzień pichciłam i piekłam. A oto kilka faktów o naszej rocznej Córeczce:
- waga wg wagi łazienkowej równe 10kg;
- ubrania w rozmiarze 80, czasem 86;
- ilość zębów (uwaga, uwaga!) 7 sztuk (dziś wyszła dolna, lewa dwójka);
- stopa w rozmiarze 19/20;
- pampersy rozmiar 4 i 4+;
- stałe punkty dnia: pobudka koło 6.30 (plus minus pół godziny), mleko zaraz po przebudzeniu ok 120ml, pół godziny później kaszka, ok 160-180ml, drzemka ok 10.30 (śpi do godziny max),koło południa jemy obiadek, ok. 15 jemy owoce z twarożkiem, kolacja koło 18.30, w międzyczasie spacerujemy, bawimy się, podjadamy przekąski. Kąpiel jest koło 19, przed 20 Młoda już śpi. W nocy jest bardzo różnie, przeważnie jedna pobudka ok 3-4, czasem 5 na mleko (ok.120ml), ale czasem zdarza się że pobudek jest więcej. Np dziś budziła się o północy i o 5:/ Jeszcze kilka dni temu w dzień mieliśmy jeszcze drugą drzemkę koło 14-15 ale coś ale od paru dni Mała nie chce drugi raz iść spać.
- przespane całe nocki: ZERO
- nauka chodzenia: za dwie rączki idzie nam świetnie, koło mebli śmigamy jak strzała, za jedną rączkę chodzimy chwiejnie, sami czasem zrobimy jednego kroczka jak mamy blisko :)
- nauka mówienia: mama, tata, bach, nie, mniam, dziadzia, brum, koko, baba
- zna znaczenie coraz większej ilości słów, umie w stercie zabawek znaleźć te, o które zapytam i mi podać. Jak proszę ją "daj" to podnosi i podaje mi przedmiot, o który mi chodzi (ostatnio podnosiła mi żabki które mi pospadały pod suszarkę jak pranie wieszałam, także jest bardzo pomocna). Umie pokazać oko, ucho, włosy, nosek, gdy zapytam "gdzie jest kupa?" to pokazuje na swojego pampersa. Umie powiedzieć jak robi piesek. Jak poproszę o "buzi buzi" to daje (nadal z otwartą buzią i ząbkami), "tuli tuli" też robi.
- najbardziej interesujące jest nadal to czym bawić się jej nie wolno :) poza tym lubi "biegać" za piłką (trzymam ją pod pachami a ona "biega", łapie piłkę i sobie rzuca i tak w kółko). Plac zabaw dalej jest na topie ale to męcząca zabawa dla mnie, bo chodzę cały czas zgięta wpół. Poza tym zaliczyliśmy już pierwszego nura w piasku. Mała dostała rowerek trzykołowy od moich rodziców i uwielbia nim jeździć. Jest to fajna alternatywa dla wózka, w którym ostatnio się bardzo nudzi i chce z niego zaraz wyjść i chodzić za ręce. Mała nadal uwielbia psy, w ogóle się ich nie boi i domaga się głaskania każdego psa, którego spotkamy (oczywiście nie każdego pozwalam jej głaskać), mamy już swoje znajome pieski, które są łagodne i ze stoickim spokojem znoszą jej piski radości i wkładanie łapek do pyska i uszu :)
- Młoda nadal jest bardzo towarzyska, macha wszystkim napotkanym dziadkom, ale to bez wyjątku. Już ją wszyscy poznają na osiedlu bo zaczepia do momentu aż jej ktoś odmacha. Lubi  dzieci, nie boi się obcych. Moja teściowa mówi, że to takie cyganiątko. Czasem udaje, że się wstydzi, ale zaraz się uśmiecha i tak :)
- z jedzeniem jest lepiej, zaczynamy wprowadzać kawałki do jej diety, idzie powoli ale idzie. Zawartość zup gniotę widelcem, więc są większe kawałki i jakoś je. Więc jest jakiś postęp. Jestem pozytywnie nastawiona, zobaczymy jak będzie.

Moje życie wywróciło się do góry nogami przez ten rok ale są to zmiany tylko na lepsze. Sto lat Córeczko :* Kocham Cię :)

poniedziałek, 1 września 2014

urodziny chrześniaka i brak czasu

Za nami znów intensywne dni wypełnione po brzegi. Po pierwsze kupiliśmy Młodej buty na jesień. Zdecydowaliśmy się na Emel'e. Zdecydowały certyfikaty oraz ładny, niekiczowaty wygląd. Najtańsze nie są, bo kosztowały 180zł, ale jak pojechaliśmy do innego sklepu i Pani wyjęła nam buty za 220zł, które wyglądały jak ściągnięte z plastikowej lalki barbie, w dodatku świeciły przy wstrząsach.. to podziękowaliśmy i stwierdziliśmy, że Emel'e są super. Ładnie otulają stópkę, trzymają stabilnie, pozwalają kształtować nawyk prawidłowego stawiania stopy. Więc ogólnie zakupy udane.
Na weekend pojechaliśmy do teściów i na 3 urodziny chrześniaka. Zawieźliśmy prezenty, kupiliśmy dużą magnetyczną tablicę z literkami, cyferkami, taką po której można pisać kredą i pisakami, taką porządną i kilka zestawów puzzli. Wiem, że to aktualnie jest i niego na topie, więc prezent bardzo się podobał. Nie wiem, czy to taki wiek, czy charakter, ale weekendowy jubilat zrobił się wyjątkowo hmmm... trudny. Płacze co chwilę bez powodu, wystarczy, że coś mu się nie spodoba i od razu buczy. Nie chce się dzielić zabawkami, wyrywa Młodej zabawki i to nie tylko swoje ale i te które przywieźliśmy jej z domu. Nie chce się witać, nie chce się żegnać, nic nie lubi, ani urodzinek, ani "stolatów"... uhhhh powiem szczerze, że już mieliśmy dość jego wiecznego marudzenia i buczenia. Jak sobie coś umyśli to robi awanturę bez powodu, np wieczorem wymyślił sobie, że nie chce zdejmować skarpetek do kąpieli i taki był wrzask jak się okazało, że jednak musi, jakby go ktoś ze skóry obrywał. Jeśli to taki etap rozwoju, to oby przyszedł u nas jak najpóźniej i trwał jak najkrócej.

Mnie dopadł jakiś kryzys zmęczeniowy. Mija rok jak Mała jest z nami, a w tym czasie nie udało mi się przespać ani jednej całej nocy. A ostatnio jest ciężko, Mała znów budzi się o dziwnych porach, np dziś obudziła się o północy i domagała się mleka, a później jeszcze o 4, no i oczywiście na pierwsze śniadanie przed 7. W międzyczasie, jeszcze 2-3 razy się budziła z płaczem, nie wiadomo dlaczego. Przypuszczam, że to dalej uzębienie daje w kość, ale nie poprawia mi to humoru, bo jak było tych zębów 6, tak nadal jest tyle samo. A noce są ciężkie. Do tego jeszcze jutro na dobre zaczynam tą dorywczą pracę, będę chodziła koło 10 razy w miesiącu na 7 rano, więc już sobie wyobrażam jak bardzo to "pomoże" mi wypocząć. A przecież nie mogę wiecznie siedzieć w domu z dzieckiem. Nie stać mnie na to, no i szczerze powiedziawszy trochę tęsknie już za pracą...

Żeby nie było, że tak tylko marudzę, to Mała jest już naprawdę fajniutka, coraz bardziej kumata. Chodzi za jedną rękę, sama jeszcze nie umie. Czasem potrafi mnie zaskoczyć, w weekend jak zobaczyła kury to zaczęła sama z siebie mówić "koko". A pokazywałam jej kiedyś w książeczce tylko kury, nie myślałam, że zapamięta. Umie pokazać coraz więcej przedmiotów, lubi jeździć na rowerku trójkołowym, który dostała od moich rodziców, lubi chodzić na własnych nóżkach :) Więcej napiszę w podsumowaniu roczku pojutrze.

środa, 27 sierpnia 2014

dzieciaty weekend

Weekend minął nam intensywnie, głośno i wesoło. Pojechaliśmy do moich rodziców, gdzie przyjechała także moja kuzynka z Mężem i synkami w liczbie 3. Najmłodszy jest 2 miesiące starszy od mojej Małej, starszy ma 3 lata, a najstarszy 7 lat. Młoda była zachwycona towarzystwem dzieci. Dodatkowo w sobotę pogoda bardzo się poprawiła, świeciło piękne słoneczko i było ciepło, więc spędziliśmy cały dzień w ogródku na powietrzu. Opaliliśmy się wszyscy delikatnie, nabraliśmy rumieńców. Młoda nawet jadła na dworze, więc wieczorem zasnęła jak zabita i spała aż do 7.40 tylko z jedną pobudką na mleko. Taka łaskawość w stosunku do matki już dawno się Małej nie zdarzyła więc, nie powiem, byłam zachwycona :) Od tych wrażeń i apetyt jej się poprawił, co chwilkę coś jadła, a to chlebek, a to gotowaną kukurydzę (wydłubywałam jej pojedyncze ziarenka), nawet szło jej gryzienie, nie dławiła się niczym. Najmłodszy kuzyn chyba był zdziwiony, że ktoś porusza się tak jak on (on też jeszcze nie tupta sam) ale poza tym nie zwracał na Młodą zbyt dużej uwagi. Średniak za to zaskoczył wszystkich, bo co chwila przychodził przytulać i całować Małą i cały czas powtarzał, że ją bardzo lubi i mu się podoba. Najstarszy patrzył na wszystkich z góry i głównie oglądał kreskówki w tv. Gdy dzieci szły spać my graliśmy w karty, gadaliśmy o pierdołach i relaksowaliśmy się w swoim towarzystwie. Było naprawdę bardzo sympatycznie. W niedzielę niestety pogoda się popsuła, ale cieszę się, że chociaż sobota była taka udana. Od poniedziałku wróciliśmy do rzeczywistości, sprzątanie, pranie, gotowanie.Zaczęłam kompletować ubrania na jesień dla Małej, bo z większości wiosennych wyrosła. A wygląda na to, że lato odeszło już na dobre :( Jeszcze musimy kupić jakieś porządne skórzane butki i nie wiem czy kupować trzewiczki takie wyższe czy raczej sportowe adidaski?

czwartek, 21 sierpnia 2014

Pęd ku "dorosłości"

Mała radzi sobie coraz lepiej na dwóch nóżkach. Co prawda nie umie jeszcze chodzić sama (o czym czasem zapomina), ale trzymana za ręce próbuje biegać! Ostatnio najlepszą zabawą jest rzucanie piłką i bieganie za nią. Wystarczy, że Mała wypatrzy gdzieś chłopaków grających w piłkę, a już koniecznie, natychmiast pędzi w tamtym kierunku. I nieważne, że to piłka do nogi, nieważne, że chłopcy są kilkanaście lat starsi, ona teraz, natychmiast musi ją mieć. Coraz trudniej wyperswadować niemądre pomysły z małej główki. Do każdego psa pędzi jak oszalała, dobrze że mam jeszcze kontrolę nad tym jej chodzeniem :) chociaż z drugiej strony już mnie plecy bolą od trzymania jej za rączki. Wiem, że lekarze nie pochwalają prowadzania za rączki, ale Córa radzi sobie naprawdę świetnie, wsadzona do wózka po jakimś czasie domaga się stanowczo możliwości tuptania. Więc jakoś przymykam na to oko. Zresztą nic na siłę, jeśli tylko widzę pierwsze objawy zmęczenia materiału to od razu odpoczywamy :) W domu swobodnie chodzi przy meblach, ścianach itp, wstaje i siada naprawdę elegancko. Coraz lepiej sobie radzi z przedmiotami użytku codziennego np. próbuje czesać nie tylko siebie ale i mnie, karmi mnie łyżeczką, daje gryza ciasteczka. Wie, że do garnuszka - sortera klocki wkłada się z boku, przez poszczególne otwory, ale rzadko udaje jej się trafić we właściwy. Kombinuje też w kierunku samodzielnego ubierania. Jest rozbrajająca. Nagminnie ściąga skarpetki. Nie zliczę ile razy dziennie jej nakładam na stópki, a ona dalej swoje. Gdy ściągnie jedną, a pytam ją "gdzie masz skarpetkę Skarbie?", ściąga mi drugą i pokazuje, że ma. Jak tu jej nie kochać? Rozpoznaje coraz więcej przedmiotów po nazwach, potrafi wskazać poszczególne zabawki. Lubi zabawy w "tu sroczka kaszkę...", "idzie rak nieborak", wszelkie zabawy z gonieniem i ściganiem ;), potrafi pokazać jaka będzie duża (podnosi rączki do góry), pokazuje też "olaboga" (łapie się za głowę łapkami i kręci nią na wszystkie strony). Jest moim najsłodszym, najukochańszym Skarbem, moim słoneczkiem. I choć potrafi dać w kość, chociaż czasem chodzę nieprzytomna jak sto diabłów, to kocham ją najmocniej na świecie :)

środa, 20 sierpnia 2014

Sinusoida

Dzień za dniem mija, nawet nie mam czasu usiąść i cokolwiek napisać. Mała ma bardzo różne dni i noce. Nigdy nie umiem wyczuć co nas czeka. Czasem jest dzień, że potrafi zająć się sobą na dobrą chwilkę i ładnie spać w nocy. Nigdy nie zdarzyło jej się przespać całej nocy, ale gdy budzi się koło 5 rano na mleko to jest już dobrze bo nie chodzę jak zombie. Niestety ostatnio więcej mamy ciężkich chwil. Dużo się dzieje, chodzę do pracy się szkolić, Mąż ma dużo pracy u siebie, co chwilę coś wyskakuje, co trzeba zrobić, załatwić. Do tego jeszcze nasz mały, ząbkujący Szkrabek. Nie jest łatwo. Staramy się poświęcać jej jak najwięcej czasu, ale jej zawsze mało. Są takie dni, że nie mogę zrobić absolutnie nic bez Małej uwieszonej u mojej nogi. Jestem zmęczona ostatnio. Źle na mnie działa ta kiepska pogoda, jestem jakaś przygaszona. Liczę na to, że weekend mnie trochę obudzi i zmotywuje do działania. Planujemy jechać do moich rodziców, być może przyjedzie też moja kuzynka z Mężem i dzieciakami, byłoby wesoło. Powoli zaczynam także myśleć o imprezie urodzinowej Małej. Nie będzie ona jakaś specjalnie huczna, z racji małych gabarytów naszego mieszkania, ale obiecałam sobie, że jak przeprowadzimy się do domku to za rok sobie to odbiję. Oby się udało. Poprzedni weekend też był przyjemny. W piątek odwiedziła mnie psiapsióła. Mąż poszedł do pracy, więc gdy położyłam Małą mogłyśmy sobie spokojnie i szczerze pogadać. Każda z nas wylała swoje żale, popłakałyśmy sobie nawet trochę. To był oczyszczający wieczór. Przez to codzienne zalatanie, dawno już nie miałyśmy okazji usiąść i spokojnie porozmawiać. Udało nam się też wybrać w weekend na basen i odwiedzić teściów i chrześniaka. Mały jest teraz w trudnym wieku, nie chce się dzielić zabawkami, dobrze, że Młodej to jeszcze nie przeszkadza, więc się jako tako dogadali. Wyglądało to mniej więcej tak, że Mała brała jakąś zabawkę bez skrępowania, a Kuzyn kombinował jak by jej tą zabawkę zabrać :) ach te dzieciaki!

piątek, 15 sierpnia 2014

PRZETRWAŁYŚMY

Pojechałyśmy wczoraj z Córą na pogrzeb. Była cały dzień bardzo grzeczna. Z samego rana wsiadłyśmy do autka i wyruszyłyśmy do moich rodziców. Jechałyśmy godzinę, a córka nawet nie marudziła, śpiewała sobie po swojemu, gadała i wyglądała przez okno. Zabrałyśmy moją mamę z pracy i pojechałyśmy do nich do domku. Mała pozwiedzała wszystkie kąty, poszalała z babcią i wujkiem i zaliczyła drzemkę. Na 14 pojechaliśmy na pogrzeb. Mała była bardzo grzeczna, trochę przerażał ją głos księdza, bo raczej nie chodzimy zbyt często do kościoła i nie jest przyzwyczajona. Ale nie płakała tylko przytulała sie do dziadzia i bawiła się guzikami w jego koszuli. Sama ceremonia była smutna, jak to pogrzeb. Ale rozkleiłam się dopiero na samym cmentarzu. Moja mama też. Wiem że ciocia była jej jedyną prawdziwą przyjaciółką, na którą zawsze mogła liczyć. I wiem, że będziemy wszyscy bardzo tęsknić. Ale gdy wujek opowiadał o ostatnich dniach cioci, to wiem, że przynajmniej tam gdzie jest nie cierpi... Po wszystkim poszliśmy na stypę. Tam Mała była już w swoim żywiole. Taka publiczność przy stole! Kwiczała, piszczała, śpiewała, zaczepiała wszystkich, przechodziła z rąk do rąk. Czuła się jak ryba w wodzie, bo była w centrum uwagi. Szkoda tylko, że spotkaliśmy się w takim gronie w smutnych okolicznościach... W drodze powrotnej było trochę marudzenia, ale po 15 minutach Mała padła i spała do samego domu. Przetrwałyśmy, na szczęście nie padało.

Dziś może podjedziemy do teściów, posiedzimy na podwórku, świeci ładne słoneczko, mam nadzieję, że będzie przyjemnie. Mała pobawi się z kuzynem, a my pogadamy o pierdołach. Przyda mi się taki dzień relaksu po wczorajszym, ciężkim emocjonalnie dniu...

środa, 13 sierpnia 2014

Dobre i złe wieści

Tak to już w życiu jest, że dobre wiadomości przeplatają się z tymi naprawdę kiepskimi... Poniedziałkowa rozmowa o pracę poszła świetnie, zaczynam od września a teraz jeżdżę się szkolić z systemu i procedur. Bardzo się cieszę, bo na razie będzie to praca dorywcza 2-3 razy w tygodniu na 4-5 godzin. Wyjdę do ludzi, trochę się wdrożę, a Małej też to wyjdzie na zdrowie, bo przyzwyczai się do tego, że mama czasem musi wyjść do pracy i że zawsze do niej wraca. Poza tym pod koniec roku będzie możliwość zatrudnienia się na etat, więc bardzo możliwe, że uda mi się zmienić pracę. W dodatku na taką, której zawsze chciałam. Zobaczymy jak to wyjdzie ale jestem dobrej myśli, pełna zapału i nowych sił do pracy. Niestety nie wszystkie wiadomości poniedziałkowe było dobre. Wieczorem zadzwoniła mama z informacją, że zmarła moja ciocia. W zasadzie nie była to taka "prawdziwa" ciocia, a bliska przyjaciółka mojej mamy od blisko 30 lat. Zawsze była blisko, ma syna w moim wieku, dorastaliśmy razem. Ciocia była mądrą, twardo stąpającą po ziemi kobietą. Miała dobre serce i otwarty umysł. Będzie mi jej bardzo brakować, bo była dla mnie bliższa niż rodzina. Chorowała od dłuższego czasu i chociaż wiem, że tam gdzie teraz jest nie cierpi, to i tak fakt, że już jej nie będzie z nami boli... Jutro pogrzeb, jedziemy z Małą, bo Mąż nie dostał wolnego w pracy...

niedziela, 10 sierpnia 2014

Intensywny tydzień

W tym tygodniu codziennie, coś się działo, nie mieliśmy czasu, żeby spokojnie usiąść. Ale to dobrze. Mała miała zajęcie, nie miała kiedy się nudzić. We wtorek odwiedziła nas córka mojej kuzynki z Inowrocławia razem z chłopakiem. Okazało się, że Ola będzie tu studiować. Przyjechał także mój brat, chrzestny Córy. Było bardzo miło, Młoda miała publiczność, więc była w swoim żywiole. Skakała, piszczała, krzyczała, tarzała się, pokazała cały arsenał swoich sztuczek. Dostała kilka zabawek, więc do szczęścia niczego jej nie brakowało. W środę zajechali do nas moi rodzice, wracający z Zakopanego. Przywieźli ze sobą moją chrzestną z Mężem. Nie byli u nas długo, Mała była trochę zawstydzona, ale Dziadzia i Babę przywitała z otwartymi ramionkami. Rodzice przywieźli oscypki dla nas, a Córa dostała koszulkę z napisem "Tata wie dużo, ale Dziadek wie więcej" :) wiadomo kto ją wybierał ;)
W czwartek wybrałyśmy się z Młodą na małą wycieczkę. Zostawiłyśmy auto pod domem, wsiadłyśmy w autobus podmiejski i pojechałyśmy odwiedzić szwagierkę na urlopie siedzącą z moim chrześniakiem i teściową w domku. Mała tak się wyskakała po łóżku ze swoim kuzynem, że była nieprzytomna ze zmęczenia i przespała drogę w jedną i w drugą stronę :) oprócz tego pojeździła na jeździkach, rowerkach, traktorkach. Widziałam jak ją to cieszy, dlatego postanowiłam, że na roczek kupimy jej rowerek trójkołowy.
W piątek niespodziewanie dostałam ofertę pracy. Dorywczej co prawda, ale prawie w zawodzie, więc jestem zadowolona. W poniedziałek idę na rozmowę. Cieszy mnie to bardzo ze względu na możliwość wyrobienia sobie kontaktów i ewentualnej zmianie pracy po urlopie. Bo już 1 września kończy mi się urlop rodzicielski, później mam jeszcze 65 dni wypoczynkowego. A później, albo wrócę do starego kieratu, albo znajdę nowy, teoretycznie lepszy, zobaczymy jak to będzie.
W piątek miała przyjechać do nas moje przyjaciółka ze studiów, jednak złośliwość losu pokrzyżowała nam plany. Niestety uciekł jej autobus no i plany musiały się zmienić. Mam nadzieję, że uda nam się znaleźć jakiś szybki termin, żeby mogła mnie odwiedzić, bo mieszkamy 350km od siebie, rzadko się widzimy i bardzo się stęskniłam.
Sobota była bardziej leniwa, nareszcie udało nam się spędzić dzień we trójkę, pospacerowaliśmy trochę, udało mi się też zregenerować nadwątlone nocnymi pobudkami siły, drzemką w dzień. Dziś za to, byliśmy na basenie razem ze szwagierką, szwagrem i moim chrześniakiem. Młoda była zdziwiona, bo zazwyczaj chodziła na dużo mniejszy basen, taki specjalny dla dzieci, a dziś byliśmy na takim zwyczajnym. Było dużo ludzi, dużo dzieci. Szybko się jednak zaaklimatyzowała i pluskała się jak szalona. Wzbudziła niemałą sensację tym jak wskakiwała do wody. Sadzałam ją na brzegu basenu, a Mała robiła "kic" dupką i rzucała się na głęboką wodę. Oczywiście łapałam ją, ale niesamowite było to, że nie miała w sobie za grosz lęku przed wodą. Później byliśmy na lodach, z Młoda na wafelku :) Dziś już Mąż musiał iść do pracy, ale udało nam się jeszcze wspólnie pospacerować. Miło było, zwłaszcza, że Mała ma ostatnio znów etap marudzenia i narzekania, szybko się nudzi, a do tego idą jej 4 zęby na raz, dziąsła są spuchnięte ewidentnie. Nie chce jeść, wszędzie za mną chodzi, czasem naprawdę nie wiem co już z nią zrobić. Obecność taty była wytchnieniem dla mamy, która ostatnio ma trochę dość.
Ciekawa jestem co przyniesie jutrzejszy dzień i moja rozmowa o pracę :)

środa, 6 sierpnia 2014

jaką matką miałam być, a jaką jestem

Chyba prawie każda kobieta ma jakieś tam wyobrażenie o sobie jako mamie. Widząc dzieci znajomych lub w rodzinie i obserwując ich relacje z rodzicami myślimy sobie "nie chciałabym tego robić w ten sposób", albo "też bym tak chciała". Czasem nawet decydujemy się wyrażać swoje zdanie na niektóre tematy, osądzać innych rodziców i mówić kategorycznie "ja nigdy tak nie zrobię...". Też taka byłam, może dalej po części jestem, ale macierzyństwo nauczyło mnie pokory. Wiem już, że dziecko nie jest nakręcaną zabawką, która będzie chodzić dokładnie tak jak ją ustawię, że czasem mimo moich wysiłków i tak będzie inaczej niż bym chciała, inaczej niż sobie wyobrażałam.

To co nie poszło do końca "po mojej myśli":
- zasypianie - przed porodem napatrzyłam się na moją szwagierkę, która nauczyła swojego synka zasypiania na rękach i bujania. Od urodzenia był noszony przed snem i tylko w ten sposób mógł usnąć. Wszystko było super póki mały ważył 3-5 kg. Ale gdy urósł i trochę przybrał, noszenie go zaczęło być problemem. Myślałam sobie wtedy "nigdy przenigdy nie będę usypiała dziecka na rękach". Więc jeszcze w ciąży zaopatrzyłam się w mądre książki, w których wnikliwie studiowałam rozdziały o zasypianiu. Zaczęło się obiecująco. Mała nie była bardzo problemowym dzieckiem i w miarę szybko załapała o co chodzi. Smok do buzi, światło bach - zgaszona no i lulu. Wszystko było miodzio do 7 miesiąca, gdy pojawił się lęk separacyjny. Okazało się, że moja obecność jest do zasypiania niezbędna. Później gdy Mała zaczęła wstawać, problem jeszcze się nasilił. Do tego stopnia, że dość często zdarzało mi się wyjąć ją z łóżeczka i nosić po pokoju dopóki nie zasnęła. To samo dotyczy usypiania w wózku. Na szczęście gabaryt naszego mieszkania nie pozwala nam na trzymanie wózka w domu, więc tu nie miałam wyjścia, ale zdarzyło mi się wziąć Córę do wózka i jeździć wokół bloku żeby zasnęła..
- przegrzewanie - wydawało mi się, że nie jestem jedną z tych przewrażliwionych mam, nakładają dziecku 10 warstw ubrań gdy na dworze jest 20 stopni. Jakże się myliłam. Moja paranoja wyszła ze mnie jak tylko Mała się urodziła. Jak teraz patrzę na jej zdjęcia z pierwszego spaceru to aż jej współczuję. Mąż w krótkim rękawku, ja w cienkim sweterku, a Córa wyubierana jak na Syberię. Na początku cały czas mi się wydawało, że jest za cienko ubrana, miałam fioła na punkcie tego, że zmarznie i będzie chora. Na szczęście po 2-3 tygodniach się obudziłam. Zobaczyłam, że zawinięta w koc do spania, jest najzwyczajniej cała spocona. Że ubrana w body z długim rękawem, pajaca, spodenki i skarpetki w domu gdzie się grzeje, jest ponad 20 stopni jest na pewno przegrzana. I teraz raczej ubieram dziecko tak jak siebie. Jeśli ja idę w swetrze to jej też zakładam bluzę, jeśli mi jest gorąco i idę w stroju prawie plażowym to nie widzę sensu, żeby Małej ubierać cokolwiek poza pampersem i lekką sukienką.
- jedzenie - spodziewałam się, że roczne dziecko będzie już w zasadzie jadło razem z nami. W życiu nie myślałam, że 11 miesięcznej Córce będę miksować zupy na papkę :/ no ale co mam zrobić? Jest jak jest, powoli się uczymy. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się odłożyć blender na bok i zasiąść razem do wspólnego posiłku :)
- karmienie piersią - wyglądało to tak pięknie na zdjęciach, na filmach, w gazetach. Gdy koleżanki przedwcześnie kończyły karmić przez problemy laktacyjne, myślałam sobie "co to za problem, jak by chciała to by karmiła". Tak bardzo się myliłam. Moja droga mleczna była długa i ciężka, 8 miesięcy trwała ta walka z samą sobą, z laktacją i z dzieckiem, aż się poddałam.


To co nam się udało:
- Mała nie boi się psów i obcych ludzi - było to dla mnie bardzo ważne, żeby miała kontakt ze zwierzętami i żeby była otwarta na ludzi. Wolę za jakiś czas uczyć ją kontrolowanej nieufności w stosunku do obcych, niż martwić się, że kompletnie nie odnajduje się w środowisku osób, które nie do końca zna.
- Mała pije wyłącznie wodę, aby ugasić pragnienie. Nie dostaje soczków ani herbatek. Bardzo mi na tym zależało, ze względu na zęby. Nie wykluczam, że kiedyś będzie piła inne napoje, ale chciałabym, żeby podstawowym płynem do zaspokajania pragnienia była woda. Nie było łatwo, ale się udało :)
-Córa wie, że pewnych rzeczy jej nie wolno. Mamy znajomych, których Syn może robić wszystko. Wliczając w to niszczenie rzeczy (rysowanie kamykiem po lakierze samochodu, dziobanie śrubokrętem po telewizorze, rzucanie telefonem komórkowym, wybijanie szyby kamieniem - to wszystko kwitowane jest słowami "nic się nie stało"). Z tymi znajomymi spotykamy się sporadycznie i nigdy u nas, właśnie ze względu na ich dziecko. Każdy ma inny pogląd na sprawę. Ja uważam, że życie w społeczeństwie narzuca nam pewne ograniczenia i chciałabym wpoić to Córce, póki jest mała. Dlatego uczę ją, że niektóre rzeczy nie służą do zabawy, np sprzęt grający męża, kontakty, piloty, telefony. Za każdym razem mówię "nie wolno" i stanowczo zabieram  taką "zabawkę". Nie chcę chować wszystkiego za drzwiczkami, usuwać wszystkiego z zasięgu małych łapek, chcę, żeby wiedziała, że po prostu niektóre przedmioty nie służą do zabawy. I widzę już efekty. Córa szerokim łukiem omija głośniki i wzmacniacze, a także (przeważnie) migoczące routery. Problem jeszcze jest z pilotami, telefonem i laptopem ale pracujemy nad tym :)
- pozbyliśmy się smoka do 1 roku życia. Już kiedyś pisałam, że dzieci latające ze smoczkiem po placu zabaw wyglądają dla mnie strasznie, jak zakneblowane. Cieszę się, że pożegnaliśmy "cumla" zanim moja Mała do nich dołączyła. Roczek był dla mnie górną granicą i udało nam się pozbyć problemu przed czasem, bo miesiąc temu :)

Mam nadzieję, że z czasem będziemy mieć coraz więcej sukcesów, chociaż już się tak bardzo nie spinam. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby Mała była szczęśliwa i zdrowa, a reszta się jakoś ułoży. I chociaż mam czasem gorsze dni i chwile załamania to ogólnie uważam się za szczęściarę :)

wtorek, 5 sierpnia 2014

padam z nóg

heh.. kocham moją Córę nad życie ale są dni takie jak dziś, gdy nie mam na nic siły, gdy ogarnia mnie niemoc, gdy mam ochotę zwinąć się w kłębek i przespać kolejny miesiąc. Jestem wypompowana. Mała swoją niespożytą energią skutecznie pozbawia mnie resztek sił. Cały dzień, zasuwa na kolanach, na czworakach, ćwiczy przysiady, wstaje i siada milion razy, tańczy jak usłyszy muzykę (ugina nóżki rytmicznie i kręci tyłkiem ;). Czasem od samego patrzenia na nią opadam z sił. A przecież Matka nie może siedzieć. Matka musi zabawiać, mieć oczy dookoła głowy, pilnować, żeby Mała nie zrobiła sobie krzywdy, nie obiła za bardzo głowy, nie zjadła czegoś czego nie powinna. W międzyczasie Matka gotuje obiad, ogarnia mieszkanie i robi srylion innych rzeczy, które same się nie zrobią. Czasem nie słyszę swoich myśli, bo Córa gada, śpiewa, piszczy w ultradźwiękach. Nie da się zrobić jednego kroku, żebym nie słyszała od razu startującej torpedy, raczkującej za mną jak szalona. Nawet do toalety za mną chodzi, stoi trzymając mnie za nogi i ciekawsko zagląda co robię... uhhh. Gdy biorę prysznic Mały, ciekawski skrzat stoi na straży koło wanny, mizia mnie rękami i piszczy z uciechy. Nie ma możliwości, żeby cokolwiek odbyło się w domu bez niej. Coraz częściej śpi tylko raz dziennie, a wtedy rzucam się w wir wszystkiego, co jest do zrobienia. Gdy przychodzi wieczór, a Mała już śpi, zamiast siedzieć przed tv lub czytać książkę - jedyne o czym marzę to moje wygodne łóżeczko i dłuuuuuugi sen...


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

11 miesięcy!

Napisałam długi post, który się skasował, więc trochę sfrustrowana napiszę trochę krótszy. Moje Dziecko wczoraj z zaskoczenia zakończyło 11 miesiąc życia. Nie napiszę "kiedy to zleciało", żeby się nie powtarzać, chociaż przyznaję, że to pytanie kołacze mi po głowie. Powiem szczerze, że im bardziej rozgarnięta i rozumna staje się moja córa, tym jeszcze bardziej ją kocham (jeśli da się bardziej). Uwielbiam patrzeć gdy siedzi i kombinuje jak by tu dopasować klocki do drewnianej układanki albo jak wkłada i wyjmuje przedmioty z pudełka. Niecierpliwiec z niej straszny, gdy tylko przez chwilkę coś jej nie wychodzi, natychmiast w nerwach odrzuca nieposłuszną zabawkę, by za jakiś czas do niej wrócić.

Oto kilka faktów o 11 miesięcznej Córce:
- nie wiem ile waży, ale wygląda dobrze :) - a tak serio to zważę ją jutro i sprawdzę,
- ubranka nosi w rozmiarze 80, czasem większe,
- niezmiennie ma 6 ząbków, ale kolejne są w intensywnym i uporczywym natarciu, przez co mamy kiepski apetyt,
- mama i tata są całym jej światem (nieskromnie stwierdzę, że mama jest number 1), nie chce zostać sama ani na sekundę, od razu szuka naszego towarzystwa,
- próbuje naśladować nasze czynności i ruchy, gdy dostanie grzebień, próbuje się czesać, codziennie myje ze mną zęby, trzyma swoją szczoteczkę w rączce i robi "myju myju" po swojemu :)
- umie pokazać gdzie ma ucho, rozpoznaje nazwy niektórych zabawek, np pluszaków - boćka i żyrafy,
- na pytanie "jaka będziesz duża?" podnosi ręce do góry,
- bije brawo, macha wszystkim dookoła, zaczepia obcych ludzi :)
- chodzi przy meblach coraz pewniej, chce chodzić za rączki, ale staram się jej nie prowadzać, bo wiem, że to nie do końca pochwalane przez lekarzy,
- z jedzeniem niestety nic się nie zmieniło, grudki kiepsko nam idą, zupki miksuję, na śniadanie i kolację je kaszki, w ciągu dnia herbatniki, biszkopty, chrupki zajada sama (tu grudki jej nie przeszkadzają :/), nie lubie brać do rąk mokrego jedzenia, brzydzi się :/
- gdy jest głodna krzyczy "mniam mniam!"
- na placu zabaw rządzi zjeżdzalnia i karuzela bo tam można ćwiczyć stawanie i chodzenie, huśtawka jest dużo mniej ekscytująca,
- ulubione rozrywki to skakanie po kanapie, najlepiej gdy obydwoje na niej siedzimy, czytanie gazet (targanie ich na kawałeczki i - o zgrozo! - zjadanie ich), gmeranie przy wszystkim przy czym gmerać jej nie wolno (piekarnik, śmieci, pilot itp), odkurzanie ze mną mieszkania :)
- aktualne problemy: problemy z jedzeniem grudek w zupach, jeden posiłek w nocy (chociaż od 2 dni - odpukać! - jedzenie jest dopiero po 4 więc w porównaniu z wcześniejszymi pobudkami, jest super. Martwi mnie to, że Mała siedząc np w krzesełku do karmienia lub w wózku zaczyna się skrzywiać w prawą stronę, chyba skonsutujemy to u jakiegoś specjalisty. Nie widzę, żeby spała chętniej na którymś z boków, albo żeby w innej sytuacji się krzywiła, ale niepokoi mnie ta asymetria. Zobaczymy co powie lekarz.

Za miesiąc roczek mojej Żabci :) Planujemy jakąś kameralną imprezkę z najbliższymi. Już się nie mogę doczekać :)

środa, 30 lipca 2014

Dobre rady od obcych

Mieszkamy na sporym osiedlu z lat 70 ubiegłego wieku w Krakowie. Sporo tu mieszkańców sędziwego wieku, co najczęściej jest dobrodziejstwem (pomocni sąsiedzi), ale bywa też przekleństwem. Fajne jest to, że idąc na spacer zatrzymujemy się przy każdej niemalże ławce, na której siedzą seniorzy. Bo Mała ich zaczepia, a oni ją. I niemal zawsze jest miło, sympatycznie. Ale zdarzają się wyjątki.

Czego nie lubię?
- gdy ktoś próbuje całować moje dziecko po rączkach lub nóżkach (!!!) Tak! Nie żartuję, zdarzyło nam się kilka razy. Do tego, że ktoś daje "cześć" mojemu dziecku już się przyzwyczaiłam, ale całusy uważam za zbytnią poufałość!
- gdy ktoś próbuje za wszelką cenę wziąć moje dziecko na ręce. Ostatnio jedna Pani bez pytania zabrała się za wyciąganie Małej z wózka (!), oczywiście bez pytania o zgodę. Córa lubi ludzi i zasadniczo się ich nie boi, jednakże nie znaczy to, że lubi iść do kogoś obcego na ręce po 10 sekundach rozmowy.
- gdy ktoś niemalże wsadza swojego psa mojemu dziecku do wózka. Mała uwielbia psy do tego stopnia, że gdy widzi jakiegoś to piszczy z uciechy. Nie każdemu psu takie piski odpowiadają, niejeden ucieka w popłochu ;) Jeśli widzę, że właściciel i pies nie mają ochoty na bliższe zapoznanie, to nie nalegam i tego samego oczekuję z drugiej strony. Absolutnie nie bronię Małej kontaktów ze zwierzętami, wręcz zawsze ją zachęcam, żeby pogłaskała pieska, pokazuję jej, gdy tylko jakiegoś dojrzę. Niedawno jedna właścicielka czworonoga na widok radości Córy, złapała swojego niezbyt czystego i niezbyt ładnie pachnącego psa, który ewidentnie nie miał na to ochoty i zaczęła go prawie wkładać do wózka mojego dziecka. Musiałam interweniować, bo mało brakowało a pies ze strachu podrapałby mi Małą pazurami, a kto wie co jeszcze, bo był naprawdę przestraszony. Niektórzy nie mają wyobraźni :/
- gdy ktoś za wszelką cenę daje mi "dobre rady". I ta właśnie okoliczność zainspirowała dzisiejszy wpis. Ja rozumiem, gdyby mojemu dziecku działa się krzywda, to usprawiedliwiałoby interwencję. Ale dzisiaj dostałam dosłownie opieprz od starszej Pani, która uznała, że mojemu dziecku niezbędna jest czapka. Nieważne, że jest 35 stopni w cieniu, a my nie wyściubiamy nosa na słońce, bo idzie zdechnąć nawet pod osłoną drzew. Nieważne, że nie było ani grama wiatru, a duchota była taka, że powietrze można było kroić. Dziecko ma mieć czapkę i już. Zagotowało się we mnie, bo ton jakim Pani wypowiedziała swoją "dobrą radę" był taki, jakbym co najmniej katowała dziecko. Odpowiedziałam miłej Pani, że jeśli sama założy czapkę, to i ja to rozważę. Jej mina była bezcenna. Nie wiem, co każe przypuszczać takim ludziom, że ktoś ma ochotę słuchać ich przemyśleń. Nie zdarzyło nam się to pierwszy raz, ale pierwszy raz postanowiłam powiedzieć "dość". (jakieś dwa tygodnie temu w podobny upał, inna Pani sugerowała mi, że Córa z gołymi stopami na pewno się zaziębi:/)
- gdy ktoś nazywa moje dziecko "słodkim grubaskiem". Pomijając to, że moje dziecko nie jest grube, bo mając prawie 11 miesięcy waży trochę ponad 9.5 kg, uważam, że słowo "grubasek" nie jest ani słodkie, ani urocze, ani milutkie. Jest obraźliwe zarówno dla dziecka, jak i dorosłego.

No dobra wylałam swoje żale, idę się zrelaksować :)

wtorek, 29 lipca 2014

przekłuwać czy nie?

Zastanawiam się czy przekłuć Małej uszy. Dostrzegam zalety i wady takiego wczesnego zakładania kolczyków, dlatego ciągle się waham.

Wady:
- najbardziej boję się, że Mała zahaczy o kolczyk i uszkodzi uszko,
- przeraża mnie też wizja zjedzenia lub co gorsza włożenia w jakiś otwór ciała małego elementu kolczyka,
- ból przy przekłuwaniu praktycznie nie jest brany pod uwagę, bo można dziś temu skutecznie przeciwdziałać
- ryzyko zakażenia przy prawidłowym postępowaniu jest właściwie bliskie zeru

Zalety:
- wizualne - to oczywiste,
- Mała przyzwyczaiłaby się do nich póki jest malutka,
- brak stresu związanego z przekłuciem


Skłaniałam się ku przekłuciu, ale na stronach niektórych przedszkoli jest napisane, że dzieci nie mogą mieć kolczyków. No i nie wiem czy to jest standardowa praktyka, czy po prostu trafiłam na takie placówki?