środa, 30 lipca 2014

Dobre rady od obcych

Mieszkamy na sporym osiedlu z lat 70 ubiegłego wieku w Krakowie. Sporo tu mieszkańców sędziwego wieku, co najczęściej jest dobrodziejstwem (pomocni sąsiedzi), ale bywa też przekleństwem. Fajne jest to, że idąc na spacer zatrzymujemy się przy każdej niemalże ławce, na której siedzą seniorzy. Bo Mała ich zaczepia, a oni ją. I niemal zawsze jest miło, sympatycznie. Ale zdarzają się wyjątki.

Czego nie lubię?
- gdy ktoś próbuje całować moje dziecko po rączkach lub nóżkach (!!!) Tak! Nie żartuję, zdarzyło nam się kilka razy. Do tego, że ktoś daje "cześć" mojemu dziecku już się przyzwyczaiłam, ale całusy uważam za zbytnią poufałość!
- gdy ktoś próbuje za wszelką cenę wziąć moje dziecko na ręce. Ostatnio jedna Pani bez pytania zabrała się za wyciąganie Małej z wózka (!), oczywiście bez pytania o zgodę. Córa lubi ludzi i zasadniczo się ich nie boi, jednakże nie znaczy to, że lubi iść do kogoś obcego na ręce po 10 sekundach rozmowy.
- gdy ktoś niemalże wsadza swojego psa mojemu dziecku do wózka. Mała uwielbia psy do tego stopnia, że gdy widzi jakiegoś to piszczy z uciechy. Nie każdemu psu takie piski odpowiadają, niejeden ucieka w popłochu ;) Jeśli widzę, że właściciel i pies nie mają ochoty na bliższe zapoznanie, to nie nalegam i tego samego oczekuję z drugiej strony. Absolutnie nie bronię Małej kontaktów ze zwierzętami, wręcz zawsze ją zachęcam, żeby pogłaskała pieska, pokazuję jej, gdy tylko jakiegoś dojrzę. Niedawno jedna właścicielka czworonoga na widok radości Córy, złapała swojego niezbyt czystego i niezbyt ładnie pachnącego psa, który ewidentnie nie miał na to ochoty i zaczęła go prawie wkładać do wózka mojego dziecka. Musiałam interweniować, bo mało brakowało a pies ze strachu podrapałby mi Małą pazurami, a kto wie co jeszcze, bo był naprawdę przestraszony. Niektórzy nie mają wyobraźni :/
- gdy ktoś za wszelką cenę daje mi "dobre rady". I ta właśnie okoliczność zainspirowała dzisiejszy wpis. Ja rozumiem, gdyby mojemu dziecku działa się krzywda, to usprawiedliwiałoby interwencję. Ale dzisiaj dostałam dosłownie opieprz od starszej Pani, która uznała, że mojemu dziecku niezbędna jest czapka. Nieważne, że jest 35 stopni w cieniu, a my nie wyściubiamy nosa na słońce, bo idzie zdechnąć nawet pod osłoną drzew. Nieważne, że nie było ani grama wiatru, a duchota była taka, że powietrze można było kroić. Dziecko ma mieć czapkę i już. Zagotowało się we mnie, bo ton jakim Pani wypowiedziała swoją "dobrą radę" był taki, jakbym co najmniej katowała dziecko. Odpowiedziałam miłej Pani, że jeśli sama założy czapkę, to i ja to rozważę. Jej mina była bezcenna. Nie wiem, co każe przypuszczać takim ludziom, że ktoś ma ochotę słuchać ich przemyśleń. Nie zdarzyło nam się to pierwszy raz, ale pierwszy raz postanowiłam powiedzieć "dość". (jakieś dwa tygodnie temu w podobny upał, inna Pani sugerowała mi, że Córa z gołymi stopami na pewno się zaziębi:/)
- gdy ktoś nazywa moje dziecko "słodkim grubaskiem". Pomijając to, że moje dziecko nie jest grube, bo mając prawie 11 miesięcy waży trochę ponad 9.5 kg, uważam, że słowo "grubasek" nie jest ani słodkie, ani urocze, ani milutkie. Jest obraźliwe zarówno dla dziecka, jak i dorosłego.

No dobra wylałam swoje żale, idę się zrelaksować :)

6 komentarzy:

  1. Moi rodzice mieszkają niedaleko Krakowa i Kraków znam jak własną kieszeń :)
    Zgadzam się ze wszystkimi wymienionymi punktami i dodałabym jeszcze punkt dotyczący już bardziej rodziny - DOKARMIANIE mojego dziecka. Osłabia mnie to, że gdzie się tylko pojawimy koniecznie musi spróbować czegoś nowego, co nie koniecznie mógłby (moim zdaniem) już jeść. Poza tym nie chce uczyć go jedzenia słodyczy, uważam, że póki co jest na to za mały, a nie chcę też, żeby w przyszłości był takim czokoholokiem jak ja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas na szczęście rodzina nie dokarmia Małej na siłę, może dlatego, że Córa nie je jeszcze pokarmów stałych, zobaczymy kiedy się zacznie ;) o a skąd są Twoi rodzice?

      Usuń
  2. Och te dobre rady... Nie cierpię po prostu nie cierpię jak ktoś mi rozkazującym tonem mówi co mam robić. No przecież chociaż jestem matką dalej mam mózg i potrafię myśleć! Ostatnio od lekarki (!) usłyszałam, że mam skończyć karmić piersią, bo po 9 miesiącu to są pomyje... No ręce mi opadły... A te upały mogłyby się już skończyć. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masakra, że lekarz teoretycznie wykształcony mówi takie rzeczy :/ ja chętnie bym jeszcze karmiła gdyby nie nasze problemy i uważam, że każdy sam decyduje kiedy odstawia od piersi :) Pozdrawiam

      Usuń
  3. Dobre rady jak ja to lubię, jeśli by ktoś jeszcze porostu ogólnie powiedział, wyraził swoje zdanie to ok, nie ma sprawy, ale jak ktoś stosuje postawę powinnaś/nie powinnaś tak robić, to już matkę tym wkurza. ;) Dotykania dziecka przez obcych też nie aprobuję - ale to raczej nie zdarza się często. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dotykanie przeważnie jakoś znoszę, bo właśnie u nas na osiedlu zdarza się bardzo często. Zachwycona tym nie jestem co prawda, ale całowanie, branie na ręce to już przesada. No kurcze jakby ktoś delikatnie powiedział, ale sugerowanie, że robię krzywdę własnemu dziecku to już dla mnie przesada :)

      Usuń