sobota, 31 maja 2014

popsuć, zniszczyć!

Coś się dzieje z moim dzieckiem. Ostatnimi czasy jej zabawa jest nastawiona na destrukcję. Najlepiej jest coś szarpać, targać, rzucać, zrzucać, drapać, gryźć. I nie martwiłabym się tym, gdyby rozładowywała się tylko na przedmiotach martwych. Ale nie, moje dziecko ostatnio ma fazę na szczypanie i drapanie każdego kto ją weźmie na ręce. Widzę że przeważnie robi to w emocjach, np tak się ekscytuje, że aż uszczypnie, ale czasem zdarza jej się to gdy jest zdenerwowana. Wtedy burczy jak mały misiek i drapie np po szyi, dekoldzie. Chodzę cała pokiereszowana, Mąż też. I tak się zastanawiam, czy to kolejny etap rozwoju czy mam się martwić? Wcześniej zdarzało się jej to sporadycznie, a teraz widzę, że czasem specjalnie ciągnie mnie za włosy, drapie po twarzy, albo gryzie w nos. Pazurki obcinam jej regularnie, a mimo to są bardzo ostre i potrafią narobić krzywdy. Ostatnio wsadziła palucha Tacie swojemu do nosa i tak udrapała go w przegrodę, że przez 10 minut krew mu leciała. Niech mnie ktoś oświeci, czy moje dziecko potrzebuje psychologa, czy wyrośnie z tego?

piątek, 30 maja 2014

Ciężkie dni :/

Melduję, że powoli wysiadam. Dziecię moje kochane od kilku dni daje nieźle w kość. A wszystko za sprawą czterech dwójek, które postanowiły wychodzić jednocześnie. Jedna już od 3 dni jest tuż tuż i codziennie mówię: " jutro już na pewno wyjdzie" i nie wychodzi skubana :/ Bardzo kocham moje dziecko ale od kilku dni czekam z utęsknieniem na te chwile,kiedy wieczorem idzie spać i jest chwila ciszy. Ja naprawdę sobie zdaję sprawę, że ją to boli i czuje dyskomfort fizyczny, ale przysięgam, że mój dyskomfort psychiczny jest po takim dniu naprawdę duży. Mam ochotę gdzieś się schować, żeby nie zwariować. Zaczyna się od rana, godzina 5, czasem 5.30, słyszę, że mała się kręci w łóżeczku. Lecę więc jak na skrzydełkach daję smoka, daję mleczko, próbuję ukołysać do snu, nie reagowania też już próbowałam. Wszystko jedno co zrobię i tak po chwili rozlega się muzyka dla moich uszu: " yyyyyeeeooooouuuuuu!!! iiiiiii!!!! auuuueeeeoooooeeeeuuuu!!!" I tak sobie moja Gwiazda gada i gada i gada, coraz głośniej i głośniej, piszczy, krzyczy, mniej więcej po 15-20 minutach już nie mogę jej ignorować bo zaczyna się wkurzać na całego. Więc zduszam przekleństwa i zwlekam się z łóżka. No i zaczyna się kierat, przewijanie, ubieranie no i śniadanie. Tutaj zaczynają się schody. bo dziąsła bolą i jeść nie będzie. Smaruj, smaruj i masuj dziąsła Mamusia, jeśli tylko uda Ci się rozewrzeć buzię :/ 10 łyżeczek kaszy wchodzi, później zaczynają się schody. Więc siedzimy sobie, ja robię z siebie przygłupa bo tańczę, śpiewam, pajacuję, żeby tylko dziecię moje zjadło jeszcze kilka łyżeczek kaszy. A ona wkłada paluchy do pełnej buzi i rozmazuje sobie jej zawartość po włosach, uszach, oczach, po ubraniu. Wkłada brudne paluszki do nosa :/ i tak sobie jemy dopóki mam cierpliwość... Po posiłku przychodzi czas na zabawę... śmiech przechodzi w płacz w ciągu 2 sekund, Mała siedzi i wyje, nie płacze, po prostu wyje. Nie ma ani jednej łzy, po prostu przewlekłe jęczenie, marudzenie, wycie. Nie pomaga noszenie, tańczenie, podrzucanie, nie pomaga nic. W końcu stwierdzam, że Mała potrzebuje się zdrzemnąć, a ja potrzebuję chwili ciszy. Nie jest to jednak takie proste (lęk separacyjny). W końcu zasypia. Matka jak oszalała rzuca się na prace domowe, żeby cokolwiek ogarnąć póki Mała śpi. Po 30-40 minutach jest już po wszystkim. Z pokoiku dobiega oburzone wołanie. I zabawa zaczyna się od nowa: dajemy Ibum, chwila zabawy, no i obiad. Tu znowu schody. Bo Gwiazda jeść obiadu nie zamierza. Nie dość, że nie smakuje, to jeszcze dziąsła przeszkadzają. Dentinox nie pomaga, nic nie pomaga. Zupę trzeba również rozsmarować po buzi, po ubraniu, wszędzie gdzie łapki dosięgną... Po jakimś czasie daję za wygraną, kończymy z zupą. I następuje kolejna tura "zabawy" połączonej z efektami dźwiękowymi w postaci jękolenia, wycia, marudzenia. Potem następuje kolejna drzemka (równie długa)... i tak w kółko do wieczora.
Przez cały dzień staram się Dziecku mojemu ulżyć. Próbowałam już gryzaków zimnych, gryzaków ciepłych, żelów na ząbkowanie (działają na chwilkę), leków przeciwbólowych, homeopatycznych. Noce też są niespokojne. Mała kręci się wierci, jęczy przez sen, a ja się budzę. później chodzę jak zombie. Jak mantrę powtarzam sobie "jeszcze tylko 16 zębów i będzie po wszystkim". Podobno jedynki miały być najgorsze :/ a tu zonk. Niech te zęby szybko wyjdą, błagam!!!!

poniedziałek, 26 maja 2014

Dzień mamy :)

Dziś jest nasz dzień mamusie :) czasami nie mogę w to wszystko uwierzyć, że urodziłam dziecko i jestem mamą. Jestem najszczęśliwsza na świecie, że mam mojego małego Skarbka. Chociaż macierzyństwo ma smak czasem gorzki, zdarzały się też łzy i gorsze dni.. to kocham moją Małą córcię całym sercem i wiem, że to się nigdy nie zmieni. To jest prawda, że miłość matki do dziecka to zupełnie inny rodzaj uczucia, którego nic nie przypomina. Pamiętam jak zaraz po porodzie wpatrywałam się w moją małą kruszynkę i moje serce przepełniała taka miłość, że aż łzy kapały mi z oczu, a z piersi wyrywał się szloch. Minęło kilka miesięcy, a ja kocham ją coraz mocniej. Mam nadzieję, że ona pewnego dnia powie mi to sama :) Na razie Tata pomógł Małej kupić śliczne kwiatuszki i wręczyli mi dzisiaj.

Wszystkiego najlepszego mamusie!

sobota, 24 maja 2014

przechwaliłam

Wczoraj napisałam post pełen ochów i achów nad moim grzecznym dzieckiem, no więc dziś dała popis. Cały dzień marudziła. Wszystko było na nie, spać-nie, jeść-nie, bawić się-nie, spacerować-też nie bardzo :/ No ale winowajcami tego stanu rzeczy są ząbki :( idą chyba całą zgrają. Mi to się coś wydaje, że wszystkie dwójki postanowiły wyjść na raz. Zobaczymy kiedy się pokażą, oby jak najszybciej bo takie dni jak dziś są ciężkie. Po południu musiałam dać jej Ibum, bo miałam wrażenie, że bardzo jej dokuczają... Ponadto Mała dziś postanowiła zastrajkować i uparła się, że nie będzie spała po południu. Każde położenie do łózeczka kończyło się wrzaskiem, więc skapitulowałam i pozwoliłam jej nie spać. Efekt był taki, że Mała zasnęła mi przy kolacji pomiędzy jedną a drugą łyżką kaszki. Musiałam przelać kaszkę do butli i wypiła przez sen. Później szybkie kąpanie i spaaać. Jednak dwie drzemki muszą być :)

Poza tym nadal smarkamy. Mała z każdym dniem coraz mniej, ja z każdym dniem coraz bardziej. Poza tym kaszlę jak gruźlik :/ Pewnie wynika to z tego, że na nic nie mam czasu, jem w biegu, mało śpię, nie mam za bardzo kiedy odpocząć. Nie wiem kiedy mi czas ucieka. Niby siedzę na urlopie rodzicielskim powinnam mieć dużo czasu? No tak, ale ostatnio z racji ładnej pogody w każdej wolnej chwili staramy się wyjść na zewnątrz i pospacerować. W domu jest cały czas coś do zrobienia, a Mąż ostatnio naprawdę sporo pracuje, więc większość rzeczy robię sama.

Ostatnimi czasy tradycją stało się, że przed kolacją idziemy jeszcze na godzinny spacerek na plac zabaw. Młoda jest wniebowzięta. Nie dość, że może siedzieć na huśtawce, to jednocześnie obserwuje biegające dzieci i pokrzykuje do nich dziarsko! Czasem nawet trafi się na drugiej huśtawce towarzysz, który również pokrzykuje. Wtedy Młoda dzielnie mu wtóruje. Oczy błyszczą, rączki dzielnie dzierżą łańcuchy od huśtawek, nogi merdają radośnie... No i ten wiatr we włosach ;) Dziś wracając spotkaliśmy fajnego pieska biegającego za piłką. Młoda była zachwycona, a on jakby wiedział, że dziecko go uwielbia, przybiegał i upuszczał złapaną piłkę zaraz koło wózka. Biorąc pod uwagę dzisiejsze przygody z ząbkowaniem, pies musiał być prawdziwym hitem. Planujemy sprawić sobie psa, tylko czekamy, aż wyprowadzimy się z mieszkania do domu. Mam nadzieję, że nastąpi to w ciągu najbliższego roku, a wtedy Mała będzie miała swojego czworonożnego przyjaciela :)

piątek, 23 maja 2014

śmieszka :)

Dziś muszę napisać parę słów o tym jaka jest moja córeczka. Dziecko, jak to dziecko - tak powiedzieć może tylko ktoś kto ich nie ma. Rodzice wiedzą, że każda mała istotka to odrębna osobowość (już od urodzenia), odrębny charakterek i usposobienie. Dziecko nie rodzi się całkiem czystą białą kartką. Oczywiście wychowanie i środowisko w jakim dorasta ma ogromne znaczenie, ale nie na wszystko mamy wpływ.
Jaka jest moja córeczka? Powiem szczerze, że każdemu życzę takiego dziecka. Nie mówię, że nie ma i nie było różnych problemów, ale ogólnie jest dzieckiem pogodnym, otwartym, odważnym i elastycznym. Szybko dopasowuje się do zmieniających się warunków. Oczywiście ma gorsze i lepsze dni ale generalnie jest naszym małym uśmiechniętym słoneczkiem.
Wyjście z nią na spacerek jest prawdziwą przyjemnością. Jadąc w wózku rozgląda się na boki, rozdaje uśmiechy na prawo i lewo, wystarczy że ktoś do niej zagada albo się uśmiechnie. Nie boi się obcych. Ostatnio poszłam na pocztę. Jakoś nie jestem przekonana do zostawiania dziecka na zewnątrz, więc wjechałam wózkiem do małego pomieszczenia. Mała sobie siedziała w spacerówce, a obok na krzesełku siedział starszy Pan, który bardzo jej wpadł w oko ;) Więc ona do niego "eeeeee!!", Pan nie zareagował. Po kilku nieudanych próbach zwrócenia jego uwagi, Mała zaczęła go szturchać gołą nogą po kolanie. Tego już nie mógł zignorować. Ile było pisku radości jak pan zaczął ją łapać za stópkę i uśmiechać się szeroko :)
Dziś byłyśmy w warzywniaku. Właściwie jest to takie stoisko na wolnym powietrzu. Ja wybierałam warzywka i stałam w kolejce a Młoda siedziała w wózku i lustrowała wzrokiem kogo by tu zaczepić. Upatrzyła sobie takiego młodego chłopaka. Zaczęła tradycyjnie od tego swojego "eeeeee!!", ale to nie poskutkowało. Więc postanowiła zagrać starym sprawdzonym, babskim sposobem z kreskówek na upuszczanie chusteczki pod stopy upatrzonego kawalera. Tylko w jej przypadku rolę chusteczki pełniła plastikowa krowa :D Tak kombinowała, aż udało się jej zrzucić ją wprost pod nogi tegoż młodzieńca. W tej sytuacji nie mógł jej już zignorować. Nie dość, że podniósł zgubę, to jeszcze zaczął do niej robić miny. Młoda była zachwycona. Szczerzyła w całej okazałości swoje dwie dolne jedynki (górnych jeszcze nie widać) i kwiczała z radości, a przy okazji dostarczyła rozrywki wszystkim stojącym w kolejce.
Mieszkamy na osiedlu, gdzie jest dużo starszych osób. W naszej klatce jesteśmy jedynymi młodymi z dzieckiem, więc sąsiedzi bardzo często ją zaczepiają i zagadują. Może dlatego właśnie Młoda bardzo lubi starszych ludzi.
Napisałam, że Mała jest dzieckiem elastycznym. Co miałam na myśli? Oczywiście staramy się mieć w miarę uporządkowany program dnia. Tzn uporządkowane jest to, co zależy od nas, czyli pory karmienia, pory spacerów. Wiem, że są dzieci, które bardzo kiepsko znoszą zmiany np. zmiany otoczenia, zmiany rozkładu dnia. U nas nie ma z tym problemu. Jeśli gdzieś jedziemy to Mała bez problemu się adaptuje, śpi tam gdzie ją położę, jeśli jedzenie spóźni się o pół godziny to też nie ma wrzasku.
Mamy w domu taką matę złożoną z piankowych puzzli. Jest to królestwo Młodej. Stoi tam duże pudło z jej zabawkami, zaraz obok jest wielka szafa z przesuwnymi drzwiami, cała w lustrach. Czasami Mała potrafi się naprawdę długo sama bawić. Nie wymaga ciągłej asysty i wymyślania jest zajęć. Oczywiście to nie jest tak, że zostawiam dziecko i godzinami siedzi samo. Ale jeśli widzę, że ładnie się bawi to przecież nie dzieje jej się krzywda, przecież nie muszę jej organizować 100% czasu. A każda wolna chwila dla mamy jest cenna. Zwłaszcza, że tych momentów jest coraz mniej odkąd Młoda zaczęła zwiedzać mieszkanie :)
Takie właśnie mam dziecko. Wiem, że każda mama kocha swoją pociechę. Ale zdaję sobie sprawę, że posiadanie takiego dziecka to dar od losu, może od Boga, kto to wie? Aż się boję kiedyś zdecydować na drugie, bo co będzie jak trafi się nam zupełne przeciwieństwo??!!


środa, 21 maja 2014

Smarkania ciąg dalszy

Mała dalej ma katar, na szczęście nie powtórzyło się już takie dławienie jakie miało miejsce przedwczoraj. Inhalujemy się intensywnie, kupiłam też aerozol hipertonicznej wody morskiej, Nasivin i maść majerankową na nosek. Mam wrażenie że jest o tyle lepiej, że wczoraj gile wchodziły nam do buzi i co chwilę trzeba było wycierać nam je spod nosa. Dziś siedzą sobie w nosie, więc albo jest ich trochę mniej, albo są gęstsze.
Może to ciepełko na dworze wygrzeje nam nosek i gile uciekną ;) Dobrze, że w zamrażalniku mam jeszcze ponad 2 litry mojego mleka zamrożonego, więc codziennie wyciągam i odmrażam jedną porcję. Mała dzięki temu dostaje wspomaganie z przeciwciałami. Ale żal mi malutkiej, ma takie błyszczące oczka, widać że męczy ją to katarzysko.
Ja czuję się dobrze, trochę kicham, trochę kaszlę, katar jakiś mały też jest ale generalnie nie jest źle. Zastanawiam się tylko co z basenem w tym tygodniu. Chodzimy co piątek, nie wiem czy z katarem możemy iść? Mała nie ma gorączki ani kaszlu, tylko ten katar? W internecie jedni piszą, żeby iść dla przeczyszczenia nosa, a drudzy żeby absolutnie nie iść. I sama już nie wiem, ktoś coś doradzi?

wtorek, 20 maja 2014

Gluty do pasa

No niestety :( Dopadło zarówno mnie jak i Malutką. Wczoraj trochę się przestraszyłam. Kładąc Mała do spania wszystko było jak zawsze, kataru brak. Dwie godziny później usłyszałam jej płacz. Okazało się, że ma tak zatkany nos że nie może oddychać. Tak biedna się rozpłakała aż zwymiotowała :( Musiałam jej oczyścić nosek i zakropić Nasivinem, no i porządnie utulić, bo aż szlochała..W nocy kilka razy się budziła także średnio się wyspaliśmy. Ja niestety też smarkam i kicham, ale ja sobie z tym umiem poradzić, a ona bidula nie. Strasznie jej zatyka nos,a gile aż jej wiszą do pasa... Na szczęście nie ma gorączki, więc pójdziemy dziś na spacerek, a po południu będziemy inhalować małą. Oby szybko wyzdrowiała... Nie wiem co jeszcze mogę pokombinować żeby jej ulżyć?

poniedziałek, 19 maja 2014

Czwarty :)

Melduję uprzejmie, że mamy kolejnego, czwartego już ząbka. Tym razem zaszczyciła nas swoją obecnością prawa jedynka. Może dziecię moje da pospać dziś w nocy, bo rano zerwała się skoro świt, parę minut po 5. Liczę na kilka spokojniejszych nocy bo chodzę jak zombie. Dodatkowo gardło mnie coś boli, w nosie kręci, kicham, prycham, jakaś taka rozbita jestem. Chyba mój tata sprzedał mi swoje przeziębienie. Oby Małą ominęło chociaż.
Dla podsumowania:
19.03. lewa dolna jedynka
15.04. prawa dolna jedynka
15.05. lewa górna jedynka
17.05. prawa górna jedynka

Melduję także że od 2 dni nie przecieram jej żółtka do zupy przez sitko. Zostawiam niewielkie grudki, żeby się przyzwyczajała. Jak na razie nie jest tak źle. Dziś pierwszy raz ugotowałam jej sama porządny obiadek. Teść załatwił wiejskiego świeżutkiego królika, poporcjowałam i wrzuciłam do zamrażarki. Dziś na obiadek ugotowałam królika z marchewką, pietruszką, selerem, ziemniakiem, burakiem, oliwą i żółtkiem. Chyba nawet smakowało :)

sobota, 17 maja 2014

Nocne pobudki

Tak, tak... ten temat dalej nas dotyczy, niestety! Powiem szczerze, że myślałam że dziecię moje zacznie przesypiać całą noc wcześniej. Gdy Mała była noworodkiem, budziła się co 3 godzinki na jedzenie. To byłam w stanie zrozumieć. Później był okres kiedy zaczęła przesypiać jednym ciągiem 6-7 godzin. Kładłam ją po 18, budziła się po północy a dalej co 3 godziny. Aż zaczął się skok rozwojowy, tak myślę przynajmniej, wtedy budziła się co 2 godziny. Chodziłam nieprzytomna. Tak samo było podczas ząbkowania. Pierwsze zęby były okupione kiepskimi nocami. Jęczała przez sen, marudziła. Podawałam jej Ibum i trochę pomagało. Jeść też nie chciała, musiałam bezpośrednio przed jedzeniem smarować dziąsła Dentinoxem. Myślałam, że gdy przestanę karmić piersią, Mała zacznie przesypiać noce. Hehe... naiwna byłam. W zasadzie nic się nie zmieniło. Udało nam się wyeliminować jedno karmienie, to koło północy, ale nadal budzi się koło 3-4 z wilczym głodem. Podawanie wody nie działa, Księżniczka domaga się mleka tu i teraz. Wypija około 120-150ml. Ktoś może stwierdzić że to niewiele ale dla mojego dziecka to dużo, ona nigdy nie jadła więcej. Tak sobie myślę, że chyba muszę być po prostu cierpliwa, w końcu kiedyś z tego wyrośnie? Martwię się tylko jej ząbkami, zęby nie dopadła ich próchnica od tego nocnego jedzenia. Planuję jeszcze spróbować zmniejszać jej ilość miarek MM.. chociaż już sama nie wiem, może dać jej spokój i poczekać aż sama się oduczy?

piątek, 16 maja 2014

Rozszerzanie diety i problem

Jak zwykle u nas nie mogło pójść łatwo i bezproblemowo :) Pierwszą marchewkę Mała dostała jak miała 4,5 miesiąca, (14 stycznia 2014). Z racji wyłącznego karmienia piersią planowałam jeszcze poczekać, ale mała w nocy budziła się co godzinę i lekarka stwierdziła, że przydadzą się jej dodatkowe kalorie z zewnątrz. Przez pierwsze 2 tygodnie szło ładnie. Jadła marchewkę, ziemniaka tak sobie, no i kleiki na moim mleku. Później nastąpił bunt i kryzys. Przez miesiąc każda próba podania warzywka kończyła się awanturą :/ ładnie jadła owoce, kleiki i kaszki na moim mleku. Na warzywa natomiast reagowała odruchem wymiotnym. Nie naciskałam, chociaż wiedziałam, że prędzej czy później musi zacząć jeść warzywka. Kilka dni przed ukończeniem przez nią 6 miesiąca. Dałam jej słoiczek Gerbera ze schabem. ku mojemu ogromnemu zdziwieniu zjadła bez jakiegoś większego cyrku. Udało nam się wprowadzić żółtko, większość warzyw jemy bez awantury, ale też bez jakiegoś dzikiego entuzjazmu. Czasem muszę się nagimnastykować żeby zjadła zupę, ale cieszę się że w ogóle je, bo bywało różnie. Problem polega na tym, że muszę wszystko przecierać przed drobne sitko, bo na każdą grudkę Mała reaguje odruchem wymiotnym. Mało tego - większość dań ze słoika muszę jej rozcieńczać wodą, gdyż są one za gęste dla niej i stają jej w gardle. Nie wiem czy to normalne. Mała ma 8,5 miesiąca, nie powinna już zacząć jeść grudek? Daję jej do gryzienie ugotowane warzywka albo biszkopty, chrupki kukurydziane. Cośtam zawsze zje. A w zupie niestety nie toleruje kawałków. Trochę się martwię, bo mam koleżankę która 3 letniej córce nadal musi miksować zupy :/ nie chciałabym doprowadzić do tego samego. Jak oswajać córkę z kawałkami w daniach?  Jakieś rady?

czwartek, 15 maja 2014

Mamy ząbka :)

Dziś przy wieczornym myciu dziąsełek okazało się, że wyszła nam górna lewa jedynka!! :D A więc mamy już 3 jedynki (2 dolne +1 górna). Ta nam tak nie dała bardzo w kość chociaż ostatnio Mała budziła się w nocy 2 razy i domagała się jedzenia - może to z tym było związane? Dolne jedynki bardziej nam dały w kość. Miejmy nadzieję, że teraz już pójdzie z górki z tym ząbkowaniem!

Nasze karmienie piersią cz.2

Tak jak już pisałam, postanowiłam że z końcem 8 miesiąca zakończymy karmienie piersią. Technicznie rzecz ujmując było to od jakiegoś czasy karmienie mlekiem z piersi, a nie karmienie piersią, gdyż córa moja jedynie w nocy łaskawie łapała cyca, w dzień ani myślała się wysilać. Mało tego, butelki w dzień też nie chciała. Jedyną droga podania było karmienie łyżeczką. Ktoś może stwierdzić, że postąpiłam samolubnie rezygnując z karmienia moim mlekiem na własne życzenie. Ale ocenić może to tylko osoba, która obcowała z laktatorem kilka razy dziennie przez kilka miesięcy. Miałam wrażenie, że non stop odciągam mleko, byłam już tym naprawdę zmęczona. Ponadto przez ostatnie 2 tygodnie Córa zaczęła w nocy podgryzać swoimi  dwoma ząbkami moje sutki. Potrafiła się budzić w nocy co godzinę i domagać się karmienia. Miałam dość, więc postanowiłam podać jej mleko modyfikowane. A tu dupa. Okazało się, że moja Mała ma wyjątkowo wysublimowany smak. Ani myślała jeść mleka innego niż mleko mamy. Zaczęło się mozolne i powolne przestawianie na Bebilon. Zaczęłam dawać jej butlę w nocy z moim odciągniętym mlekiem, mieszając powoli z MM. Zaczęłam od 30 ml mm na 100 ml mojego mleka. I tak powoli, powoli zwiększając ilość MM, po niemal miesiącu doszliśmy do wyłącznego karmienia Bebilonem. Czy jest mi przykro? Przyznaję, że trochę tak. Gdyby wyglądało to inaczej, gdyby Mała jadła bezpośrednio z piersi, byłabym chętna, żeby karmić ją dłużej. Ale nie wytrzymałabym psychicznie już ani jednego dnia odciągania mleka laktatorem. Więc ogólnie pogodziłam się z tematem.
Chciałabym jeszcze napisać, że nie jestem jakąś fanatyczką karmienia piersią. Przed porodem miałam bardzo luźne podejście: spróbuję, zrobię co w mojej mocy, żeby się udało, ale jeśli poniosę porażkę to się nie powieszę. Wiem, że mleko mamy jest dla dziecka najlepsze i najzdrowsze ale nie tym mierzy się miłość matki do dziecka, jak je karmi. Więc nie miałam jakiejś wielkiej spinki. Może gdyby moje dziecko chciało pić Nutramigen albo Bebilon Pepti, karmiłabym krócej. Ale Mała była wybredna więc musiałam się dostosować. Na diecie byłam 4 miesiące i nie było mi łatwo. Wielokrotnie miałam myśli, żeby zrezygnować. Z perspektywy czasu cieszę się, że wytrzymałam, ale jednocześnie nie wiem czy drugi raz bym się zdecydowała na to samo. Duża część mojego samozaparcia brała się z.. poczucia winy i porażki. A to chyba nie jest dobra motywacja :(  Dziś inaczej na to wszystko patrzę. Nie wiem czy te wszystkie wylane łzy były tego warte. Oczywiście fajnie że wytrzymałam, ale łatwo nie było i w życiu nie potępiłabym żadnej kobiety, która zrezygnowała, gdyż ja niejednokrotnie też była tego bliska. Nie wiem jaki wpływ na moje dziecko miały moje emocje, moje nerwy, moja frustracja.  Okaże się...

środa, 14 maja 2014

Nasze karmienie piersią cz. 1

Temat trudny dla mnie. Bo wyobrażałam sobie, że to wszystko będzie wyglądać tak jak na reklamie. Ja będę  świeża i wypoczęta i będę trzymać w ramionach rumiane niemowlę. Będziemy sobie zaglądać głęboko w oczy, uśmiechać się do siebie i nawiązywać kontakt... Nie chcę tutaj rozwiewać marzeń tych przyszłych mam, które mają nadzieję na takie doświadczenia. Być może w waszym przypadku tak będzie. U nas zaczęło się obiecująco. Już na sali porodowej położne pomogły mi przystawić Małą do piersi, pięknie zassała, wyglądało to obiecująco. Kolejna doba to była totalna porażka, mała ulewała wodami płodowymi, charczało jej w drogach oddechowych. Nie była zbyt chętna do jedzenia, ale pracowicie ją przystawiałam, mając nadzieję, że załapie o co chodzi. Następnego dnia po porodzie ku mojemu zdumieniu udało nam się porozumieć. Gdy Malutka złapała sutek, nie chciała go puścić. Ssała i ssała i ssała. W piersiach mało co było, sutki bolały, więc położne przyniosły mi malutką buteleczkę mleka modyfikowanego. Dałam małej 10 ml i mogłam odpocząć. Kolejne dni wyglądały bardzo podobnie, mała ssała często i długo. Gdy w piersiach już nic nie było, dawałam jej 5-10 ml mm. Ostatni raz musiałam to zrobić w pierwszą noc po powrocie do domu, później laktacja się rozkręciła i Mała się najadała. Pierwsze 6 tygodni szło nam całkiem dobrze. Pokarmu miałam sporo, ale bez jakiś szalonych nawałów, Mała ładnie jadła, wszystko szło płynnie i harmonijnie. Cieszyłam się jak głupia, bo bardzo liczyłam na to, że uda mi się karmić piersią przynajmniej do wiosny. W 7 tygodniu życia przy wieczornym karmieniu zaczęły się problemy. Córa zaczynała łapczywie ssać, by po kilku łykach wybuchać płaczem. I tak raz za razem. Nie wiedziałam co się dzieje. Po konsultacji z pediatrą ustaliłyśmy, że to pewnie bóle brzuszka kolkowe. Zaczęłam podawać te wszystkie kropelki z symetikonem (Bobotic, Espumisan itp), nie było poprawy. Delicol też nie przyniósł ulgi. Jedyne co pomagało to suszenie brzuszka suszarką w trakcie karmienia. Doszło do tego, że leżąc karmiłam małą, a wolną ręką trzymałam suszarkę i suszyłam jej brzuszek... Tak sobie myślałam, że skoro to kolka to przejdzie gdy układ pokarmowy dojrzeje. Wszyscy mówili: "wytrzymaj do 4 miesiąca, będzie lepiej". Więc zaciskałam zęby i karmiłam dalej. W 9 tygodniu tygodniu życia zauważyłam w kupie śluz i smużki krwi. Byłam przerażona. Od razu zadzwoniłam do pediatry. Padła diagnoza: nietolerancja białek mleka krowiego, proszę przejść na bebilon pepti lub nutramigen. Poszliśmy do drugiego i znów usłyszałam to samo. Pojawił się we mnie jakiś taki sprzeciw, bo wszędzie trąbią jak to karmienie naturalne jest najlepsze dla zdrowia maluszka, a tu od razu mam się poddać? Postanowiłam walczyć o to, żeby jednak karmić piersią. Bo co innego jakbym nie mogła karmić z przyczyn zewnętrznych, np gdybym miała mało pokarmu, ale ciężko mi było zrezygnować tak przy pełnych piersiach. Przeszłam na restrykcyjną dietę bez mleka krowiego i nabiału (nawet w ilościach śladowych), bez wołowiny i jajek. W życiu nie przypuszczałam, że we wszystkim są śladowe ilości mleka. na początku to był koszmar. Nie wiedziałam co mogę jeść, nie miałam czasu gotować wyszukanych potraw, więc najczęściej jadłam gotowaną marchewkę z gotowanym indykiem i gotowanymi ziemniaczkami, zamiennie z ryżem. Z czasem nauczyłam sobie radzić, piekłam ciasto bezmleczne, ciasteczka owsiane bez mleka i jajek. Naprawdę dało się żyć, przyzwyczaiłam się nawet. Ciężko było jedynie w wigilię, bo chociaż mama mi zrobiła pierogi z kaszą gryczaną i ziemniakami, to mimo wszystko nie było to samo... Plus jest taki, że krew się już nie pojawiła. Natomiast śluz w kupie był przez cały czas. Około 12 tygodnia życia mała zaczęła mi jeść z piersi około 2-3 minuty i więcej nie chciała. Odwracała głowę, jak gdyby już się najadła, drugiej też nie chciała. Szukałam przyczyny wszędzie. Odwiedziłam nawet poradnię laktacyjną, żeby się dowiedzieć, czy dobrze przystawiam Małą do piersi. Położne twierdziły, że przyczyną problemów jest zbyt szybki wypływ pokarmu. Zaleciły karmienie "pod górkę". Ale chyba nie znały mojej córy, która ani myślała się na to godzić. Protestowała głośno i długo. Nawet jak się udało ją przystawić to i tak nie dawało to żadnych efektów, jadła dalej krótko, więc po jakimś czasie dałam jej i sobie spokój. Jednocześnie zauważyłam, że przez sen je spokojnie i długo tzn około 15 minut. Problem zaczął się nasilać. W 15 tygodniu piersi nie chciała w ogóle, tylko przez sen jadła. Wymusiłam na naszej lekarce skierowanie do alergologa i do poradni gastrologicznej. Udało nam się załatwić w miarę szybkie terminy. Alergolog wyśpiewał ta samą formułkę, co wszyscy lekarze, bleble niedojrzałe jelita, jest za mała, żeby coś stwierdzić, żeby coś leczyć. Proszę przyjść jak skończy rok a objawy będą się utrzymywać. Beznadzieja. Do gastrologa mieliśmy termin za miesiąc. (Zresztą później zaliczyliśmy tą wizytę. Dowiedziałam się tylko, że mam dziecko jak z reklamy i się czepiam). Stwierdziłam, że musimy iść wcześniej, prywatnie. Znajomi polecili nam dr. J. Zaraz po Nowym Roku umówiłam się i pojechałam jeszcze tego samego dnia. To była pierwsza LEKARKA, która nie potraktowała nas z góry, która postanowiła się wysilić na znalezienie przyczyny. Stwierdziła, że Mała ma refluks (kilkukrotnie podczas wizyty wydała z siebie charakterystyczny dla lekarki odgłos) i zleciła leczenie przeciwrefluksowe. Dostaliśmy inhibitor pompy protonowej Helicid. Po kilku dniach Mała ewidentnie odczuła ulgę. Już tak nie płakała wieczorami. Ale zniszczenia już się dokonały. Tak się przyzwyczaiła do jedzenia przez sen, że na jawie nie chciała ssać piersi :( A ja miałam już dość czatowania aż zaśnie i przenoszenia jej na śpiocha do naszego łózka i karmienia przez sen, po cichutku żeby tylko się nie obudziła. Więc gdy skończyła 5 miesięcy, powiedziałam dość. Przestałam ją karmić przez sen w dzień, tylko w nocy jeszcze jadła z piersi. W dzień natomiast odciągałam mleko laktatorem. Na początku 4 razy dziennie, później 3. Po skończeniu przez córę 6 miesiąca zmniejszyłam ilość odciagań do 2, a gdy miała  7 miesięcy do 1. Na laktator nie mogłam już patrzeć... więc postanowiłam, że z końcem 8 miesiąca przestanę odciągać zupełnie, a mała przejdzie na mm. Nie było łatwo, nasze przejścia opiszę w innym poście, bo ten jest i tak już przydługawy ;)

wtorek, 13 maja 2014

szał przed spaniem

Od kilku dni coś dziwnego dzieje się z moim dzieckiem. Cały dzień jest słodziutka, bawi się ładnie trochę sama, trochę ze mną, wędruje po mieszkaniu i zagląda we wszystkie kąty, jednak wieczorem niedługo przed kąpielą zaczyna szaleć. Podskakuje jak sprężynka, jest tak nakręcona, że ciężko jej trafić do buzi z wieczorną kaszką. Śmieje się głośno z byle czego ale jakoś tak jakby histerycznie? Gdy zostawiłam ją dziś na macie leżącą na plecach  i wyszłam do łazienki dosłownie na 20 sekund nalać wody do wanny, to przywaliła obie tak grzechotką w czoło, że będzie miała guza bo wyszedł jej wielki czerwony placek. Bo nie można się spokojnie wieczorem bawić tylko trzeba szaleć na całego. Nie wiem czy to normalne, że wieczorem taka nadpobudliwość jej się włącza?

niedziela, 11 maja 2014

sama siedzę :)

Dzisiaj moje dziecię usiadło samodzielnie po raz pierwszy z leżenia na brzuchu :) ależ jestem dumna!!! Zaczynamy tez kombinować w stronę prawdziwego raczkowania, bo pełzniemy już całkiem sprawnie. Przyjechaliśmy odwiedzić dziadków, Młoda dostała od chrzestnego grające organki i non stop je katuje. Uwielbiam grające zabawki :/ swego czasu dostała od chrzestnej sorter garnuszek śpiewający mega denerwujące piosenki. Katowała go od rana do wieczora, do czasu aż wyczerpały się baterie. Wtedy zapadła błoga cisza. Teraz na topie będą organki.  Sama nie wiem co gorsze. Liczyłam że będzie ładna pogoda i posiedzimy na dworze a tu duuupa. Wieje, mży, zaliczyliśmy krótki spacer, ale szybko uciekaliśmy bo zwiewało nam folię przeciwdeszczową. A jutro już wracamy do naszego mieszkania, gdzie nie mamy ogródka. Ale ogólnie jest sympatycznie, gramy w karty, obijamy się, gadamy o pierdołach. Mała szczęśliwa bo ma dużo kandydatów do zabawy i noszenia :) następnym razem musimy zamówić tylko ładniejszą pogodę

sobota, 10 maja 2014

Czego boi się Pyza?

No cóż niewiele tego jest. Moje dziecko jest nadzwyczaj odważne :) Ale każdy ma jakieś słabości. Czego boi się Kluseczka?
-Największym płaczem reaguje na... taśmę klejącą. tzn nie na samą taśmę, ale na odgłos odklejania taśmy od rolki. Momentalnie oczy robią się szkliste a płacz wisi na końcu małego noska.tak
-Nie boimy się obcych... wyjątek stanowią młodzi mężczyźni..do których mamy dystans. Wystarczy kilka uśmiechów i miłe zaczepki i od razu buzia nam się śmieje.
- Moje dziecko jest chyba jedyną osobą na świecie która boi się Shreka :D taaaak... gdy ostatnio leciał w TV, byliśmy przerażeni. Zwłaszcza gdy krzyczał na osła!
-przechodzimy tzw. lęk separacyjny. Źle nam gdy w pobliżu nie ma mamy albo taty. Muszę przyznać, że i tak nie ma tragedii. Naprawdę ciężkie były jakieś dwa tygodnie, kiedy był problem nawet wtedy, gdy wychodziłam choćby do kuchni lub do łazienki. Ogromnym problemem było też zasypianie, zwłaszcza w dzień. Do tej pory swobodnie zostawiałam Małą w łóżeczku, a ona po krótkiej zabawie z miśkami odpływała w krainę snów. Gdy zaczął się lęk separacyjny, każde zniknięcie mamy kończyło się histerią, jak gdybym znikała na zawsze. No ale powolutku jest coraz lepiej. Od dwóch-trzech tygodni potrafimy już na nowo leżeć sobie w łóżeczku i gadać z misiami. Czasem Mała ma gorszy dzień, ale kto ich nie miewa?

Z rzeczy aktualnych to od kilku moja Mała całkiem sprawnie porusza się do przodu. Nie jest to klasyczne raczkowanie, bardziej pełzanie. Podciąga się na rękach jak żołnierz w okopach ;) Pierwszego dnia nieśmiało wyszła tylko ledwo za piankową matę, na której się bawi. Teraz, kilka dni później, zasuwa już po całym domu. Trzeba uważać, żeby jej gdzieś nie nadepnąć, no i żeby nie zrobiła sobie gdzieś krzywdy. Jednocześnie staramy się, żeby sprzęt grający mojego męża, pozostał sprawny i nienaruszony ;) Skończył się czas kiedy można było swobodnie iść do łazienki lub zrobić coś w innym pokoju. No ale taka kolej rzeczy. Cieszę się, że moja Malutka rozwija się prawidłowo :)

poniedziałek, 5 maja 2014

"Mama"!!

Dziś jak zawsze moje dziecko koło godziny 9:30 "poszło" uciąć sobie drzemkę. 40 minut później wchodzę do pokoju i widzę, że oczy ma już otwarte i rozgląda się dookoła i dojąc smoka, przygląda się bacznie miśkom w łóżeczku. Podeszłam więc z uśmiechem i jak zwykle mówię "dzień dobry Słoneczko" wyciągając jej z buzi smoka (którego dostaje tylko do zaśnięcia). A ona szeroko się uśmiecha i mówi "Mama" !!! Pierwszy raz mam wrażenie że naprawdę wie co mówi !! Dla takich chwil warto żyć!!! :) :) :)

Co lubi kluseczka?

Mamy szczęście. Trafiło nam się dziecko wyjątkowe, dziecko pogodne, uśmiechnięte przez większość czasu. Nie potrzeba dużo do wywołania uśmiechu na jej buzi.

 Są jednak rzeczy, które lubimy wyjątkowo:
-najbardziej na świecie uwielbiamy "Ogórka"!! Już pierwsze takty tej piosenki Fasolek wywołują szeroki uśmiech i radosne podskoki. Mamy też inne piosenki, które lubimy. Np. "Jagódki" i "My jesteśmy krasnoludki". A jeśli chodzi o dorosłe piosenki to często włączamy "Kiss" Prince'a i szalejemy, podskakujemy :)
- Pyza kocha huśtawki!! Uwielbia się huśtać na huśtawce, a także obserwować huśtające się dzieci. Z wrażenia łapie muchy w otwartą buzię i kwiczy z radości. Dzieci zresztą również bardzo lubi, zwłaszcza jak biegają i krzyczą! Wtedy najchętniej ruszyłaby za nimi gdyby umiała.
- podrzucanie i tańczenie. Dziewczyna jest żądna wrażeń! Im skoczniejsza melodia, im wyżej  się ją podrzuca tym lepiej.
- uwielbiamy buziaczki, łaskotki i "pierdziawki" zwłaszcza na szyjce, żeberkach i stópkach,
- Kluska lubi ludzi. Jest towarzyska, nie boi się obcych, uśmiecha się do ludzi gdziekolwiek ją zabiorę. Ostatnio wyszłyśmy na spacer i postanowiłyśmy po drodze zahaczyć o stragan z warzywami. Ja zajęłam się zakupami a Mała siedziała w wózku. Wracając do domu spacerkiem, mijaliśmy kilka bloków. Nagle słyszę gdzieś za sobą: "popatrz, popatrz, to jest to dziecko, które się do wszystkich śmieje". Odwracam się i widzę dwóch starszych panów, którzy pokazują palcem moją Pyzę :) Jednakże wyjątkowo do gustu przypadł mojej Córce nasz sąsiad, starszy pan, który zawsze ją zaczepia i mówi do niej schrypniętym głosem. Gdy Mała go widzi, aż kwiczy z radości, podskakuje i śmieje się w głos. Nie wiem z czego to wynika ale chyba chodzi o to jego chrypienie tak jej się podoba.
-od niedawna lubimy zwierzęta, zwłaszcza psy. Niestety nie mamy swojego bo mieszkamy w mieszkaniu z małym metrażem, ale chętnie zaczepiamy wszystkie na ulicy :) Liczę na to, że niedługo uda nam się zmienić lokum na dom i wtedy sprawimy Małej osobistego czworonożnego przyjaciela.
- lubimy wszystko szarpać, targać, potrząsać, uderzać, przewracać. Im większa demolka tym lepiej! Czy to gazetka z hipermarketu, czy woreczek foliowy, czy zabawki i grzechotki, czy wieża z klocków. Wszystkim można się bawić!
- lubimy wyglądać przez okno i przeżywać wszystko co się dzieje za oknem. Jeszcze miesiąc temu, gdy wyglądaliśmy za okno gdy było ciemno i były zapalone latarnie, mała Kluska chciała ąz wyskoczyć z rąk. Na widok światełek aż wzdychała z zachwytu "aaaaach, aaaaaaaach!". Teraz ciemno robi się róźno więc omija nas ta atrakcja.
- lubimy odkurzacz. Gdy ściągam końcówkę i samą rurą atakuję dzidziusia, uciecha jest wielka. Kiedyś, gdy Pyza była młodsza i miała problemy z brzuszkiem, uwielbiała suszarkę. Teraz używamy jej tylko do suszenia włosków po basenie.
- uwielbiamy pluskać się w wodzie. Zarówno w wannie jak i w basenie.
- lubimy spacery i wycieczki samochodowe.

Generalnie im więcej się dzieje tym lepiej. Z każdym dniem Nasza Dzidzia robi się coraz bardziej ciekawska, zainteresowana wszystkim co się dzieje wokół niej. Coraz więcej też rozumie, pod warunkiem że chce rozumieć. Gdy mówię "nununu" albo "nie wolno" to patrzy na mnie z mądrą miną, ale robi dalej swoje i nie potrafi ukryć, że ją to cieszy :)

Wiem, że kochałabym naszą mała rozrabiarę tak samo, niezależnie od tego jakim dzieckiem by była. Nie ukrywam jednak, że jej usposobienie ułatwia życie. Nie musimy się bać jak zareaguje w nowym miejscu, z nowymi ludźmi, jak zniesie podróż samochodem itp. Ciekawe czy takie usposobienie zostanie jej na całe życie?

niedziela, 4 maja 2014

8 miesięcy

Wczoraj Kluska skończyła 8 miesięcy. Z jednej strony nie pamiętam jak to było bez niej. Z drugiej jednak, nie wiem kiedy to zleciało. Nasza mała dzidzia już wcale nie jest taka mała, zmienia się z każdym dniem.

Czas na podsumowanie.
Co potrafi moja Gwiazda?
- siedzi stabilnie, potrafi z siadu przejść do leżenia na brzuchu bez przewracania się, czasem jeszcze zdarzy się jej położyć na plecach nagle i uderzy się o coś ale już coraz rzadziej, sama jeszcze nie potrafi usiąść
- sięga po upatrzone zabawki, manipuluje nimi coraz sprawniej
- leżąc na brzuchu podciąga się na kolana jak do raczkowania i huśta się do przodu i tyłu,
- pełza do tyłu i wokół własnej osi, pełzanie do przodu idzie jej dużo wolniej,
- rozpoznaje nas i się cieszy na nasz widok, jednocześnie na szczęście nie boi się obcych
- gada po swojemu bababa, tatata, dadada, mamama, nanana, łałała itp. mam wrażenie że powoli zaczyna rozumieć o co chodzi z tym tata i mama ;)
- uderza przedmiotem o przedmiot chociaż częściej nie trafia niż trafia, ale jak się uda to ile radości,
- półleżąc w leżaczku potrafi się podciągnąć do siadu więc trzeba ją zawsze bezwzględnie zapinać pasami
- zaczyna się wspinać przy np kanapie ale jeszcze nie potrafi stanąć

Ogólnie jest bardzo radosnym, towarzyskim dzieckiem lubiącym gości i wycieczki :) Teraz z niecierpliwością czekamy co przyniesie nam czas..

piątek, 2 maja 2014

Połóg

Kiedyś, gdy zapytałam koleżankę o połóg, powiedziała mi tylko "połóg to masakra". Ja mam mieszane uczucia. Faktycznie pierwsze dwa tygodnie były ciężkie. Myślę, że byłoby łatwiej gdybym nie miała nacięcia na podwoziu (słowo "krocze" jest obrzydliwe, nie sądzicie?). Szwy które mi założono zaczęły się rozpuszczać po około 3 tygodniach i odpadać po kolei. Zanim to nastąpiło, dały mi jednak trochę w kość. Największe uciążliwości połogu to:
- chodzenie w tych masakrycznych podkładach. Pewnie każda kobieta różnie krótko krwawi po porodzie. Ja potrzebowałam zużyć aż 7 (!) opakowań podkładów bella zanim mogłam się przerzucić na zwykłe podpaski :/ miałam wrażenie, że non stop latam się myć i zmieniać te podkłady. Dodatkowo jestem osobą wyjątkowo źle znoszącą wszelkiego rodzaju podpaski, podczas okresu używam tylko tamponów, więc było mi ciężko przełknąć to, że chodzę z wielkim wałkiem z waty w gaciach ;) Dużo lepiej się poczułam gdy krwawienie ustało, jednak trwało ono pełne 5 tygodni...
- szwy, które ciągnęły, później bolały a w miarę gojenia się trochę swędziały. Przez pierwsze dwa tygodnie ciężko usiąść na tyłku. Bardzo pomógł mi octanisept, który łagodził i dezynfekował ranę,
- skurcze macicy, zwłaszcza podczas karmienia, bywały dość bolesne chociaż w porównaniu z porodem to pikuś,
- zmęczenie wynikające z braku snu i wypoczynku po naprawdę dużym wysiłku, jakim jest poród
- zmiany nastrojów, przechodzenie od euforii do czarnej rozpaczy w ciągu 5 sekund

Co mnie ominęło?
-nie miałam jakiegoś koszmarnego nawału pokarmu. Tzn nawał był ale taki,z  którym w zupełności mogłam sobie poradzić za pomocą mojego małego ssaka i laktatora. Nie musiałam kombinować z kapustą przynajmniej ;)
- klasyczny baby blues  mnie nie dopadł ;)
- nie miałam powikłań poporodowych takich jak zakażenia ran po nacinaniu krocza, gorączka itp

Wydaje mi się, że zniosłam to wszystko nie najgorzej. Moje samopoczucie na pewno poprawiał fakt, że moje ciało po ciąży wyglądało w miarę znośnie. Oczywiście skóra na brzuchu był odrobinę rozwleczona, ale w zasadzie jak tylko Malutka wyszła z brzucha, od razu brzuch zrobił się prawie płaski. Nie nabawiłam się również rozstępów na brzuchu ani piersiach. Zanim wyszłam ze szpitala, ubyło mi już prawie 6 kg z tych 10 które dostałam gratis w ciąży. Do końca połogu po mojej "nadwadze" nie było już śladu :) później nawet ubyło mi jeszcze 4 kg z racji diety, ale to już inna historia.