piątek, 13 czerwca 2014

Sukces i trzydniówka

Melduję radośnie, że ząb upierdliwiec zaszczycił nas swoim obliczem w pełnej krasie! Piękny i bialutki ukazał się w paszczy mojego Dziecka wczoraj. Inną sprawą jest, że prawdopodobnie inne też postanowiły się upomnieć o swoje 5 minut, bo Mała marudna dalej. Sama już nie wiem czy tym razem to zęby czy kiepska reakcja na białko jajka, które od 3 dni w małej ilości dodaję jej do zupki. Żółtko szło nam ładnie, więc postanowiłam spróbować z białkiem. Ale kupy zrobiły się jakieś takie hmmm.... mocno smrodliwe i rzadsze. Więc póki co chyba przystopuję z tym białkiem, zobaczę czy coś się poprawi i za jakiś czas spróbujemy znów. Noc dziś była ciężka. Mała się jakoś tak kręciła, wierciła, jadła 2 razy w nocy (o zgrozo, mamy 10 miesięcy!!), budziła się co godzinę, a o 5 rano tak zasikała pampersa, że nie wytrzymał. Więc przewinęłam ją i przebrałam i było już po spaniu. Ona później nadrobiła śpiąc w samochodzie, ale ja niestety nie :/ Powiem szczerze, że jestem zdezorientowana. Dużo rzeczy dzieje się naraz. Mała od 3 dni nie chce się kłaść na drugą drzemkę, tylko jedna została. Tzn jest zmęczona, trze oczy, marudzi, ale położona nie zaśnie, tylko wstaje i jeszcze bardziej marudzi. A wieczorem jest taka padnięta, że zasypia prawie na siedząco/stojąco. I ja już sama nie wiem co się dzieje, czy to te zęby dalej, czy jakaś nietolerancja na to białko, czy skok rozwojowy i zafascynowanie staniem. Więc chyba przeczekam kilka następnych dni, może uda mi się wykminić o co kaman ;)
Mnie za to dopadła jakaś taka dziwna trzydniowa słabość. Chyba jakiś wirus mnie złapał dziwny. Pierwszego dnia mnie gardło pobolewało, miałam straszne dreszcze, było mi okropnie zimno mimo upału, drugiego dnia z gardłem i dreszczami lepiej, za to zaczęło mnie mulić i mdlić i byłam potwornie słaba. Dziś, dnia trzeciego poza lekkim osłabieniem i bólem głowy nic mi nie jest. Mam nadzieję, że Młoda nie złapie ode mnie, bo kolejne atrakcje nam chyba niepotrzebne.
Wczoraj Mała nas nieźle nastraszyła. Poszliśmy z nią na plac zabaw. Chciałam pokazać Mężowi jak nauczyła się zjeżdżać na zjeżdżalni. Nastąpiła kilkukrotna demonstracja, po czy posadziłam ją ponownie na samej górze, a ona siedziała sobie, dumnie się rozglądając. Nagle usłyszeliśmy głośny płacz dziecka, które się przewróciło, więc odruchowo odwróciliśmy wzrok na 2 sekundy. W tym momencie kątem oka zobaczyłam jak Gwiazda nasza sunie zjeżdżalnią. Ani ja ani Mąż nie zdążyliśmy jej złapać. Serce nam zamarło. Na szczęście cała okolica zjeżdżalni była podgumowana taką wykładziną miękką, a sama zjeżdżalnia łagodnie schodziła do samej tej wykładziny. Więc skończyło się na strachu, ale serce biło mi szybko jeszcze dłuuugo, dłuuugo. Mąż też miał niezłego pietra. Małej nic się nie stało, tylko się przestraszyła. To kolejny raz pokazało mi, że nie można ani na chwilę zmniejszyć swojej czujności. Dobrze tylko, że nie skończyło się to tragedią, mamy nauczkę na przyszłość.

Jutro jedziemy na weekend do moich rodziców, mam nadzieję, że wbrew prognozom nie będzie padać całymi dniami. Będziemy mieli okazję wypróbować nasz nowy zakup - spacerówkę parasolkę. Dziś przyszła śliczna Inglesina Trip. Po domu jeździ się świetnie, Młoda zadowolona, zobaczymy jak będzie w terenie :) Miłego weekendu!

1 komentarz:

  1. To fakt przy dziecku trzeba miec oczy naokolo glowy-wszystko sie moze zdarzyc..
    Udanego weekendu!

    OdpowiedzUsuń