środa, 16 lipca 2014

Żegnamy smoka!

Jakieś pół roku temu na którymś z kolei szczepieniu, spotkałam w przychodni mamę z trzema synkami. Najstarszy chłopiec miał 4 lata, młodszy ponad 2, a najmłodsza pociecha 2 miesiące. I wszyscy troje mieli w buzi smoczki. O ile najmłodszy faktycznie mógł go potrzebować, o tyle starsza dwójka, a zwłaszcza czterolatek wyglądali z tymi "dojkami" w buzi po prostu śmiesznie. Mama zaczęła się żalić, że nie może oduczyć starszaków od smoczka, ale jak tylko najmłodszemu wypadał smoczek, to od razu mu go pakowała do buzi, mimo że rozglądał się ciekawie dookoła i nawet nie zauważał jego braku. I tak sobie pomyślałam, że prawdopodobnie trzeci syn też za 2 lata będzie takim uzależnionym od smoczka starszakiem.
My też postanowiliśmy dać smoczka córce. Gdy była malutka, po porodzie, miała silny odruch ssania. Wiadomo, jest to potrzebne żeby pobudzić laktację, ale gdy wszystko pracowało już pełną parą, a ona dalej chciała "wisieć na cycku" 24h na dobę, powiedziałam dość. Dostała smoka raz, drugi i w końcu się przekonała. Gdy wiedziałam, że jest najedzona, a chce sobie tylko "podoić", gdy chciała iść spać, dostawała smoczka i lulu. Jednak to spotkanie z tą mamą w przychodni dało mi do myślenia i postawiłam sobie roczek za górną granicę czasu na oduczanie od smoczka. Wydaje mi się, że starsze dziecko nie ma już tak silnego poczucia ssania. Argument krzywych ząbków też nie jest bez znaczenia. Gdy Mała skończyła pół roku, zaczęłam ograniczać czas spędzany ze smokiem. Nie było dojenia, dla samego dojenia. Smoczek był potrzebny tylko do zasypiania, chwilę po zaśnięciu zabierałam jej go z buzi. Z czasem zaczęła sama go wypluwać. Jednak do całkowitego pożegnania ciągle nam było nie po drodze. A bo łatwiej w nocy zatkać buzię smokiem jak się budzi po raz dziesiąty, a matka nieprzytomna, a bo ząbkowanie itp.
Aż tu wczoraj, po powrocie z basenu, Mała była taka zmęczona, że pomyślałam, że na pewno zaśnie bez "cumelka". W zasadzie nie protestowała za bardzo. Trochę pomlaskała, było widać, że czegoś jej brakuje. Pilnowałam tylko żeby nie wkładała paluszków do buzi, żeby nie nauczyła się doić palucha w zastępstwie. Po tym sukcesie stwierdziłam, żę spróbujemy powiedzieć "żegnaj" wspomagaczom zasypiania. Myślałam, że w dzień będzie gorzej, ale poza niewielkim marudzeniem, i wkładaniem rąk do buzi, nie było tragedii. Wieczorem tylko zamarudziła "mniam mniam" ale padła zmęczona natłokiem wrażeń. Zobaczymy czy jutro będzie jeszcze pamiętać. Podobno dziecko oducza się w ciągu 2-3 dni, zobaczymy jak będzie u nas. Ale wiem, żę już się raczej nie ugnę, skoro wytrzymałyśmy pierwszy dzień, to chyba gorzej nie będzie. Trzymajcie kciukasy!

Z nowości to Mała chodzi przy kanapie :) coraz bliżej do tuptania, coraz bliżej "dorosłości"... ;)

2 komentarze:

  1. Trzymam kciuki! U nas tego problemu nie będzie, ale czasem nie było łatwo bez smoka.
    W Hamburgu bardzo często spotykam kilkuletnie dzieci ze smoczkami w buzi, nie wygląda to ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. smok pożegnany :) dziś już nie widziałam, żeby jej brakowało. Więc poszło w miarę bezboleśnie. No właśnie dla mnie też kilkuletnie dzieci ze smokiem wyglądają jak zakneblowane więc chciałam tego uniknąć :)

      Usuń