środa, 26 listopada 2014

Weekendowe sprawozdanie

Byliśmy w weekend u  moich rodziców, dziadkowie byli zachwyceni że mogli zobaczyć wnuczkę. Zostaliśmy aż do poniedziałku. Moi rodzice w najbliższy weekend jadą do Włoch na tydzień i to była ostatnia okazja, żeby odwiedzić ich na kilka dni przed moim powrotem do pracy. Mój Mąż jak zwykle nie dostał wolnego, więc dopiero w poniedziałek do nas dojechał. Odpoczęłam trochę, bo dziadkowie i wujek skutecznie zajmowali Młodą, nie miała czasu się nudzić, biła kilometry po obszernym domu moich rodziców, tak że wieczorem była nieprzytomna ze zmęczenia. Moi rodzice zakochali się w niej na nowo, bo naprawdę była słodka, rozdawała buziaki, gadała po swojemu :) Wszystko ją ciekawiło, a to zegarek (tik-tak) koło kominka, a to piekarnik (ziiiii), a to konewka, w to klucz w drzwiach. Zdecydowanie wszystkiego trzeba dotknąć :) Było zimno ale zaliczyliśmy kilka niedługich spacerków.

Po tym jak Młoda poszła spać graliśmy w karty, zostałam ograna z kretesem. No ale podobno kto nie ma szczęścia w kartach ten ma w miłości, więc niech i tak będzie :)

W zeszłym tygodniu byliśmy złożyć życzenia urodzinowe koledze Młodej, skończył roczek, Córce tak podobał się prezent który kupiliśmy że aż piszczała z radości gdy go niosłyśmy. A kupiłyśmy wielki trójwymiarowy wiatrak :) drobiazg ale jaka radocha! Kolega był zachwycony. Na drugi dzień nawet na nocniku z nim siedział, taki był zaaferowany. Dziś też byliśmy w odwiedzinach u tego kolegi, bawiliśmy się w jego namiocie, Młoda w końcu się nie bała do niego wchodzić. Wczoraj zaliczyliśmy zajęcia z gimnastyki w końcu, pierwszy raz po chorobie, wszyscy pytali co się z nami działo. Najważniejsze, że Młoda jest zdrowa...

Jutro musimy podjechać do sklepu kupić kilka ubrań Młodej, bo jak wrócę do pracy to nie będzie czasu na jeżdżenie po sklepach a potrzeba nam nowej czapki zimowej, szalika lub komina i rękawiczek. Muszę też dokupić kilka bodziaków, bo jakoś bardzo się powyciągały te co Młoda ma i brzydko wyglądają. No więc czeka nas wizyta w galerii, czyli coś czego nie znoszę, a zakupy z Młodą są dodatkowo bardzo męczące...

Wczoraj zaskoczył nas telefon ze żłobka, że dostaliśmy miejsce. Zdecydowaliśmy się odmówić póki co, do wiosny zdecydowaliśmy, że Młoda będzie siedziała z opiekunką, a później zobaczymy jak to będzie.

Mamy już grafiki na grudzień, nie jest tak źle, jesteśmy w stanie dość dużo się wymieniać, dzięki czemu zaoszczędzimy na opiekunce, no i Młoda jednak dużo czasu będzie spędzać z nami, co też nie jest bez znaczenia. Nawet uda mi się wyskoczyć na parę godzin do pracy dorywczej, zawsze to jakiś grosik wpadnie :) Tak więc powoli powoli szykujemy się do niezłej bieganiny, mam nadzieję, że to wszystko jakoś się sprawdzi i będziemy zadowoleni wszyscy.

czwartek, 20 listopada 2014

kilka pierdół o Młodej

Młoda nam rośnie, fajna jest już, coraz więcej umie, rozumie. Dziś chcę napisać kilka rzeczy, które potrafi, umie, kilka sytuacji, które mi umknęły. Dla pamięci :)

 - Ostatnio odpakowuję czekoladę, Młoda gumowe ucho wyczaiła, że szykuje się pyszna wyżerka, przybiegła do mnie, stoi i krzyczy "mniam, mniam". Chciałam ją oszukać, więc wzięłam kawałek banana i próbuję jej dać do buzi, a ta z oburzeniem woła "nie!" i pokazuje palcem na czekoladę ;) musiałam jej dać kawalątek.

- gdy rano się budzi to słyszę z łóżeczka "pfffff" albo "łołołoł" (piesek) albo "mniaaaam", po czym Młoda wstaje i woła "mama". Biorę ją do naszego łóżka gdzie zaczyna się całowanie. Daje buziaki temu kogo ma koło siebie. Jeśli zdarzy się, że jesteśmy z Mężem obydwoje to całuje nas naprzemiennie, nieważne czy w nos, czy w czoło, czy w ucho, zawsze z głośnym cmoknięciem :) wieczorem gdy się z nią kładę to obejmuje mnie mocno jedną rękę za szyję i mnie całuje. Potrafi tak ze sto razy, ale i tak to uwielbiam!

-wkłada różne dziwne rzeczy na głowę i krzyczy "kapka!" (czyli czapka). Może być tamburyno, plecak, kawałek worka, wiaderko, cokolwiek. A jak dorwie prawdziwą czapkę to zakłada ją i zdejmuje. Także pierwszy sukces w ubieraniu jest, potrafi założyć czapkę :)

-gdy zrobi siku na nocnik to sprawdza organoleptycznie czy aby na pewno jest w nocniku (wkłada rękę :), a później bije sobie brawo. Jak zrobi kupę też boje sobie brawo, nawet jeśli zrobi ją do pampersa :)

-brzydzi się kwiatków, nie chce ich dotykać, tak samo ma z frędzlami. Nieważne czy to w dywanie, czy w firance... mina pełna obrzydzenia mówi sama za siebie. Nie lubi sflaczałych balonów (nadmuchane są ok) i siatkowatych przedmiotów, czy to normalne, że ma takie dziwactwa? :)

-na zakupach siedzi na miejscu dla dzieci w wózku i zaczepia przypadkowych ludzi. Jak tylko ktoś podejdzie za blisko to ciągnie go za rękaw i piszczy ;) -podczas kąpieli wkłada buzię do wody i robi "bulbul", czyli puszcza bańki buzią. Nie raz się przy tym zakrztusi wodą, ale niczego ją to nie uczy, bo zaraz robi znów to samo.

-gdy widzi kwiatki w książce to wącha stronę :)

-gdy mój Mąż się kąpie to stoi przy wannie i mu "pomaga" się myć, daje mu swój szampon dla dzieci, gładzi go po ręce, że niby myju myju, a pisku i radości przy tym tyle że hej. Później zawsze musimy zmieniać bluzkę, bo jest cała mokra. Ostatnio próbowała Męża za przyrodzenie złapać taka była ciekawa co to takiego, na szczęście umknął i teraz się pilnuje :)

Tyle mi się przypomniało tak na szybko, muszę zapisywać takie rzeczy, bo szybko się zapomina o takich drobnostkach, a kiedyś miło będzie je odgrzebać :) U nas czas leci teraz zdecydowanie zbyt szybko, widmo powrotu do pracy coraz bardziej wisi mi nad głową. Opiekunkę "testuje" teraz moja koleżanka, która powierzyła jej na kilka godzin w listopadzie swojego synka, jak na razie jest zadowolona, więc liczę na to, że będziemy mieć szczęście. Najbardziej mnie cieszy, że Młoda jest zdrowa, rozważam powrót na zajęcia na basenie od nowego roku, ale zobaczymy jak się to wszystko zgra z pracą.

Wczoraj mieliśmy dzień odwiedzin. Rano odwiedził nas kolega Męża. Dość intensywnie zaczepiał Młodą, myślałam, że będzie się go bała bo jest bardzo zarośnięty na twarzy ale nie miała nic przeciwko. Pokochała wujka za to, że świetnie udawał kaczora Donalda. Uciecha była niesamowita. Później zebrałyśmy się kupić w końcu kurtkę zimową, bo Młoda tylko przejściówkę miała. Pojechałyśmy do Smyka, ale wg mnie ich "zimowe" kurtki były niewiele cieplejsze niż nasza przejściówka. Koniec końców trafiłyśmy do fajnego sklepu TAPE À L'ŒIL - pierwszy raz tam byłam, jeszcze trafiłam na między-sezonową wyprzedaż, więc udało mi się w fajnej cenie kupić kurtkę i kilka innych ubrań dla Młodej. Po zakupach pojechałyśmy na szybką herbatkę do koleżanki, która za 3 tygodnia ma termin porodu. Jej mała córa rozpychała się w brzuchu, aż miło było popatrzeć i powspominać jak to było z Młodą w ciąży. Gdy wróciłyśmy do domu odwiedził nas mój brat. Siedział i bawił się z Małą, a ja mogłam sobie ogarnąć cokolwiek w mieszkaniu, poodkurzać, umyć podłogi, ugotować zupy na dziś. Wieczorem byłam wykończona. I niech ktoś mi powie, że siedzenie z dzieckiem w domu to relaks :)

czwartek, 13 listopada 2014

o powrocie do pracy

Czas leci jak szalony, już połowa listopada, od 3 grudnia czeka mnie powrót na cały etat do pracy. Oczywiście największą zagwostką jest opieka nad Młodą. Jak to wszystko zorganizować, żeby Małej krzywda się nie stała, żeby nie była zaniedbywana i żeby jednocześnie nie zbankrutować. Obydwoje pracujemy zmianowo, więc postanowiliśmy spróbować szczęścia z opiekunką. Żłobkom przeciwna absolutnie nie jestem, jednak przy naszym trybie pracy zorganizowanie wszystkiego tak, żeby móc zawsze Młodą odebrać o godz 16 byłoby bardzo trudne. Dałam ogłoszenie w internecie, dodatkowo rozwiesiłam w pobliżu naszego osiedla ogłoszenia. Zgłosiło się bardzo dużo osób, kilka odsiałam po rozmowie telefonicznej. Nie z jakiejś specjalnej niechęci, po prostu często oczekiwania nasze i opiekunki rozjeżdżały się... po kilku dniach zdecydowaliśmy się na studentkę ostatniego roku, która ma niewiele zajęć i dużo czasu do zagospodarowania. Zrobiła na nas dobre wrażenie, ma doświadczenie w opiece nad dzieckiem, no i najważniejsze - Młoda zapałała do niej ogromną sympatią. Do tego stopnia, że po przywitaniu zaczęła się do niej przytulać, dawać jej buzi średnio co minutę, nawet po rękach jej dawała buzi, aż już mi głupio było. Stwierdziliśmy, że taki dowód sympatii nie był przypadkowy, zwłaszcza że innym Paniom często nawet "papa" nie chciała zrobić. Na razie jestem pozytywnie nastawiona, a jak będzie to zobaczymy na bieżąco. Mam nadzieję, że będziemy mieć szczęście trafić na odpowiedzialną i rzetelną osobę. W końcu powierzamy jej nasz największy Skarb - Córę, no i dajemy jej klucze do mieszkania, więc kredyt zaufania jest duży. Obyśmy się nie zrazili. Poza tym nasze życie powoli wraca do normalności. Młoda jest w końcu zdrowa, dziś pierwszy raz po chorobie odwiedziliśmy Skakankę, czyli naszą salę zabaw dla dzieci, była oszołomiona ale i zachwycona. Jutro wybieram się do ginekologa w końcu zrobić porządek z cytologią i USG piersi, bo wybrać się nie mogłam, a później jedziemy do teściów trochę nadrobić zaległości towarzyskie :) teraz musimy intensywnie jeździć w odwiedzinki, bo dawno nas wszędzie nie było :) Młoda dziś była wyjątkowo marudna. Mam nadzieję, że to tylko zęby a nie zapowiedź jakiś grubszych problemów. Jestem przewrażliwiona - wiem, ale chyba każda matka by była po czymś takim. Mamy na pewien czas nadzieję omijać lekarzy szerokim łukiem :) powoli myślę nad szczepieniem na ospę, czy ktoś ma jakieś doświadczenia lub rady?

środa, 12 listopada 2014

Spóźnione podsumowanie 14 miesięcy

Z racji tego zamieszania związanego ze szpitalem, lekami itp, nie było podsumowania 14 miesiąca życia Córeczki. Nie miałam do tego głowy, chciałam tylko znów mieć zdrowe dziecko.

A więc w wieku 14 miesięcy Młoda:
- waży koło 10 kg (przez chorobę schudła 0,6kg, ale już nadrobiła, przy wyjściu ze szpitala mieliśmy 1060g :)
- rozmiar ciuchów 80/86
- rozmiar stopy 20
- pampersy w rozmiarze 4 lub 4+ - jest dumną posiadaczką 11 ząbków (wszystkie jedynki, dwójki i 3 czwórki, kolejna czwórka na dniach ujrzy światło dzienne)
- z przesypianiem nocki bywa różnie, w czasie choroby nadrabiała picie przez sen, potrafiła nawet 3 razy się w nocy obudzić, teraz najczęściej zasypia przed 20 i śpi do 5, wypija mleko i dosypia do 7-8 :) więc jest super
- chodzi sama całkiem stabilnie i w końcu więcej chodzi niż raczkuje, doszła chyba do tego, że szybciej przejść gdzieś na nogach niż na czworaka
- bardzo dużo rozumie, uczy się codziennie nowych słów, powtarza po swojemu niektóre. Ostatnio bardzo spodobało jej się "helloł", które mówi jej zabawkowy tablet, powtarza za nim "łołoł" :) najczęściej powtarzanymi słowami są "mama", "nie" i "bach" :)
- nadal wszystkich całuje, jest przekochana z tymi swoimi buziakami,
- przechodzi etap buntu, gdy czegokolwiek się jej zabroni wpada w czarną rozpacz, są łzy jak grochy i histeria na całego, staramy się to przeczekać :)
- nocnikuje się, dziś zrobiła pierwszą kupę na nocnik, parę razy zdarzyło się już siku. Zrobiła i sprawdziła ręką czy na pewno to siku :)
- jest bardzo towarzyska i propspołeczna, szuka zawsze kompana do zabawy,
- z racji choroby cofnęliśmy się trochę z jedzeniem, ale powoli wychodzimy na prostą, dalej mamy problem z większymi kawałkami, ale pracujemy nad tym,

Z każdym miesiącem, z każdym dniem znika mały niemowlak, a zastępuje go dziewczynka, niezależna, rozumna istota. Podoba mi się ta jej odrębność, samodzielność, ale czasem łezka w oku się kręci za tym małym bąblem, który tak bardzo mnie potrzebował. W takich chwilach właśnie przychodzi do mnie moje najjaśniejsze słoneczko i daje mi kilka buziaków i tak sobie wtedy myślę, że jestem szczęściarą. I jeśli czegoś miałabym sobie życzyć, to żebyśmy nie musiały już nigdy spędzić ani dnia w szpitalu.

Kocham Cię Córeczko :*

czwartek, 6 listopada 2014

pobyt w szpitalu i jak do tego doszło?

Tak jak pisałam spędziłyśmy z Młodą upojny tydzień w szpitalu. W piątek 24 października myślałam, że antybiotyk jeszcze nie zdążył zadziałać. Młoda była osłabiona, miała stany podgorączkowe i problemy z jedzeniem. W sobotę postanowiłam pobrać jej krew do badań, żeby sprawdzić co w trawie piszczy. Wyniki były nadzwyczaj dobre, CRP niskie, morfologia bez zastrzeżeń, co mnie trochę uspokoiło. W niedzielę mieliśmy ostatni i 5 (!) dzień przyjmowania antybiotyku a poprawy nie było, więc stwierdziłam, że coś musi być nie tak. Młodą łapały straszne napady kaszlu, zjadała tylko symboliczne ilości jedzenia i to na wcisk, stwierdziłam, że nie ma na co czekać - jedziemy na ostry dyżur. Myślałam, że dostaniemy nowy antybiotyk, skoro tamten wyraźnie nie zadziałał i wrócimy do domu. Jednak po osłuchaniu i zdjęciu rtg płuc usłyszeliśmy, że Młoda ma zapalenie płuc, zapalenie gardła i migdałków i zapalenie oskrzeli z cechami obturacji :/ No i wiąże się to z hospitalizacją. Zdrętwieliśmy. Mąż został z Młodą w szpitalu a ja ekspresem pojechałam do domu spakować nas, nie miałam nic ze sobą... wpadłam do domu i jak oszalała biegałam i wrzucałam wszystko do torby. Mała w tym czasie miała założony wenflon, pobraną krew do badań. Była bardzo dzielna i nie płakała nawet. No i tak od niedzieli zaczęły się nasze wczasy szpitalne. Muszę pochwalić moją córeczkę kochaną, że była naprawdę bardzo odważna, znosiła wszystkie zabiegi bardzo dzielnie, chociaż czasem nie obyło się bez kilku łez to i tak wszyscy ją chwalili. Za każdym razem biła sobie później brawo :) Zaprzyjaźniła się z Paniami pielęgniarkami na oddziale, chodziła do ich dyżurki "pokukać" co tam mają ciekawego, dała nawet buzi Pani ordynator (lizuska). Z każdym dniem było coraz lepiej, po 2 dniach zniknęły napady kaszlu, po 3 katar. Dostawała 3 razy na dobę antybiotyk Taromentin dożylnie, 3 razy wziewy z Ventolinu (steryd), 2 razy dziennie inhalacja 3% NaCl, później odśluzowywanie (okropne!), 2 razy dziennie krople do noska - nie pamiętam nazwy ale takie z antybiotykiem. Najgorzej znosiła odśluzowywanie, czemu wcale się nie dziwie, wszystkie dzieci przy tym darły się wniebogłosy. Bo przecież wkładanie rureczki do nosa, nosogardzieli i gardła i odciąganie zalegającej wydzieliny nie jest niczym przyjemnym. Ale trzeba przyznać, że pomagało. Poza tym pobyt w szpitalu to nieustanne zabawianie Młodej. Musiałam być w 100% uważna, żeby nie zleciała z łóżka (głównie bawiła się na moim w dzień), czegoś sobie nie zrobiła. Dużo lepiej znosiły zamkniecie w sali malutkie dzieci, które spały większość czasu w łóżeczkach i nie potrzebowały nieustannych wrażeń. Mała to wulkan energii i gdy tylko siły zaczęły wracać, miałam wrażenie, że rozniesie mnie, łóżko, salę i wszystkich dookoła. Co ja nie wymyślałam, żeby ją zająć czymś. Czytanie książek, zabawy miśkami, robienie czapek z gazet, to wszystko było niczym, gdyż Młoda chciała chodzić. I jak widziała, że wyciągam jej buty i jej zakładam to aż skakała z radości. Niestety spacery po korytarzu ograniczałyśmy do minimum, żeby nie złapać jakiejś biegunki lub innego dziadostwa panującego na oddziale :( Łatwo nie było, ale udało się i w niedzielę, 2 listopada zostałyśmy wypuszczone do domku. Jeszcze do dziś podaję Młodej antybiotyk Amoksiklav. Wczoraj byłyśmy na kontroli. Wygląda na to, że jest czysto chociaż Mała ma dalej różowe łuki podniebienne. Ale może tak ma fizjologicznie - tak stwierdziła nasza pani doktor. W każdym razie energii ma dużo, jest znów moim kochanym Bąblem. Co się zmieniło? Zrobiła się bardziej przytulaśna, jeszcze częściej przychodzi dać buzi i się przytulić :) No i druga rzecz, wpada w czarną rozpacz jak się jej czegoś nie pozwala. Nie wiem czy to ma do końca związek ze szpitalem, czy po prostu rozpoczął się jakiś nowy etap rozwoju, ale gdy jej mówię, że czegoś nie wolno to rzuca rzeczami krzycząc płaczliwym głosem "bach! bach!" i zaczyna płakać, łzy jak grochy lecą. Nie wiem czy to normalne? Nie ustępuję jej, musi znać jakieś granice, czekam aż sama się uspokoi. Wracając do pobytu w szpitalu to muszę napisać, że warunki mnie zaskoczyły pozytywnie, spodziewałam się, że będę musiała nocować na podłodze albo koczować na krześle. Nic podobnego. Za 15 zł za dobę dostałam łóżko szpitalne z pościelą, dostęp do łazienki, toalety, prysznica, kuchni. Nie było źle. Personel też muszę pochwalić. Wiadomo, że trafiają się różne osoby, jednakże od każdego można było uzyskać pomoc, Panie pielegniarki uśmiechnięte, życzliwe dla maluchów, lekarki uważne i zaangażowane. Nie było problemu z uzyskaniem informacji o stanie zdrowia córeczki, leczenie było skuteczne, a to najważniejsze :) Dziś mamy pozwolenie na pierwszy krótki spacer :) Już się nie możemy doczekać, Młoda też się ucieszy, bo ewidentnie nudzi jej się w domu... następnym razem napiszę podsumowanie 14 miesięcy, bo niepostrzeżenie 3 listopada upłynął nam kolejny miesiąc życia, trochę nowych umiejętności mamy :)

niedziela, 2 listopada 2014

powrót do domu

Po tygodniu wróciliśmy do domu ze szpitala. Dziś znów krótko, bo padam z nóg. Młoda ma jeszcze 3 dni antybiotyku doustnie, osłuchowo czysto, nie kaszle, gardło jeszcze odrobinę różowe, ale mam nadzieję, że przejdzie :) Wracamy do żywych, na nowo aklimatyzujemy się w domu, oby już na dobre. Napiszę jak było wkrótce...