środa, 27 sierpnia 2014

dzieciaty weekend

Weekend minął nam intensywnie, głośno i wesoło. Pojechaliśmy do moich rodziców, gdzie przyjechała także moja kuzynka z Mężem i synkami w liczbie 3. Najmłodszy jest 2 miesiące starszy od mojej Małej, starszy ma 3 lata, a najstarszy 7 lat. Młoda była zachwycona towarzystwem dzieci. Dodatkowo w sobotę pogoda bardzo się poprawiła, świeciło piękne słoneczko i było ciepło, więc spędziliśmy cały dzień w ogródku na powietrzu. Opaliliśmy się wszyscy delikatnie, nabraliśmy rumieńców. Młoda nawet jadła na dworze, więc wieczorem zasnęła jak zabita i spała aż do 7.40 tylko z jedną pobudką na mleko. Taka łaskawość w stosunku do matki już dawno się Małej nie zdarzyła więc, nie powiem, byłam zachwycona :) Od tych wrażeń i apetyt jej się poprawił, co chwilkę coś jadła, a to chlebek, a to gotowaną kukurydzę (wydłubywałam jej pojedyncze ziarenka), nawet szło jej gryzienie, nie dławiła się niczym. Najmłodszy kuzyn chyba był zdziwiony, że ktoś porusza się tak jak on (on też jeszcze nie tupta sam) ale poza tym nie zwracał na Młodą zbyt dużej uwagi. Średniak za to zaskoczył wszystkich, bo co chwila przychodził przytulać i całować Małą i cały czas powtarzał, że ją bardzo lubi i mu się podoba. Najstarszy patrzył na wszystkich z góry i głównie oglądał kreskówki w tv. Gdy dzieci szły spać my graliśmy w karty, gadaliśmy o pierdołach i relaksowaliśmy się w swoim towarzystwie. Było naprawdę bardzo sympatycznie. W niedzielę niestety pogoda się popsuła, ale cieszę się, że chociaż sobota była taka udana. Od poniedziałku wróciliśmy do rzeczywistości, sprzątanie, pranie, gotowanie.Zaczęłam kompletować ubrania na jesień dla Małej, bo z większości wiosennych wyrosła. A wygląda na to, że lato odeszło już na dobre :( Jeszcze musimy kupić jakieś porządne skórzane butki i nie wiem czy kupować trzewiczki takie wyższe czy raczej sportowe adidaski?

czwartek, 21 sierpnia 2014

Pęd ku "dorosłości"

Mała radzi sobie coraz lepiej na dwóch nóżkach. Co prawda nie umie jeszcze chodzić sama (o czym czasem zapomina), ale trzymana za ręce próbuje biegać! Ostatnio najlepszą zabawą jest rzucanie piłką i bieganie za nią. Wystarczy, że Mała wypatrzy gdzieś chłopaków grających w piłkę, a już koniecznie, natychmiast pędzi w tamtym kierunku. I nieważne, że to piłka do nogi, nieważne, że chłopcy są kilkanaście lat starsi, ona teraz, natychmiast musi ją mieć. Coraz trudniej wyperswadować niemądre pomysły z małej główki. Do każdego psa pędzi jak oszalała, dobrze że mam jeszcze kontrolę nad tym jej chodzeniem :) chociaż z drugiej strony już mnie plecy bolą od trzymania jej za rączki. Wiem, że lekarze nie pochwalają prowadzania za rączki, ale Córa radzi sobie naprawdę świetnie, wsadzona do wózka po jakimś czasie domaga się stanowczo możliwości tuptania. Więc jakoś przymykam na to oko. Zresztą nic na siłę, jeśli tylko widzę pierwsze objawy zmęczenia materiału to od razu odpoczywamy :) W domu swobodnie chodzi przy meblach, ścianach itp, wstaje i siada naprawdę elegancko. Coraz lepiej sobie radzi z przedmiotami użytku codziennego np. próbuje czesać nie tylko siebie ale i mnie, karmi mnie łyżeczką, daje gryza ciasteczka. Wie, że do garnuszka - sortera klocki wkłada się z boku, przez poszczególne otwory, ale rzadko udaje jej się trafić we właściwy. Kombinuje też w kierunku samodzielnego ubierania. Jest rozbrajająca. Nagminnie ściąga skarpetki. Nie zliczę ile razy dziennie jej nakładam na stópki, a ona dalej swoje. Gdy ściągnie jedną, a pytam ją "gdzie masz skarpetkę Skarbie?", ściąga mi drugą i pokazuje, że ma. Jak tu jej nie kochać? Rozpoznaje coraz więcej przedmiotów po nazwach, potrafi wskazać poszczególne zabawki. Lubi zabawy w "tu sroczka kaszkę...", "idzie rak nieborak", wszelkie zabawy z gonieniem i ściganiem ;), potrafi pokazać jaka będzie duża (podnosi rączki do góry), pokazuje też "olaboga" (łapie się za głowę łapkami i kręci nią na wszystkie strony). Jest moim najsłodszym, najukochańszym Skarbem, moim słoneczkiem. I choć potrafi dać w kość, chociaż czasem chodzę nieprzytomna jak sto diabłów, to kocham ją najmocniej na świecie :)

środa, 20 sierpnia 2014

Sinusoida

Dzień za dniem mija, nawet nie mam czasu usiąść i cokolwiek napisać. Mała ma bardzo różne dni i noce. Nigdy nie umiem wyczuć co nas czeka. Czasem jest dzień, że potrafi zająć się sobą na dobrą chwilkę i ładnie spać w nocy. Nigdy nie zdarzyło jej się przespać całej nocy, ale gdy budzi się koło 5 rano na mleko to jest już dobrze bo nie chodzę jak zombie. Niestety ostatnio więcej mamy ciężkich chwil. Dużo się dzieje, chodzę do pracy się szkolić, Mąż ma dużo pracy u siebie, co chwilę coś wyskakuje, co trzeba zrobić, załatwić. Do tego jeszcze nasz mały, ząbkujący Szkrabek. Nie jest łatwo. Staramy się poświęcać jej jak najwięcej czasu, ale jej zawsze mało. Są takie dni, że nie mogę zrobić absolutnie nic bez Małej uwieszonej u mojej nogi. Jestem zmęczona ostatnio. Źle na mnie działa ta kiepska pogoda, jestem jakaś przygaszona. Liczę na to, że weekend mnie trochę obudzi i zmotywuje do działania. Planujemy jechać do moich rodziców, być może przyjedzie też moja kuzynka z Mężem i dzieciakami, byłoby wesoło. Powoli zaczynam także myśleć o imprezie urodzinowej Małej. Nie będzie ona jakaś specjalnie huczna, z racji małych gabarytów naszego mieszkania, ale obiecałam sobie, że jak przeprowadzimy się do domku to za rok sobie to odbiję. Oby się udało. Poprzedni weekend też był przyjemny. W piątek odwiedziła mnie psiapsióła. Mąż poszedł do pracy, więc gdy położyłam Małą mogłyśmy sobie spokojnie i szczerze pogadać. Każda z nas wylała swoje żale, popłakałyśmy sobie nawet trochę. To był oczyszczający wieczór. Przez to codzienne zalatanie, dawno już nie miałyśmy okazji usiąść i spokojnie porozmawiać. Udało nam się też wybrać w weekend na basen i odwiedzić teściów i chrześniaka. Mały jest teraz w trudnym wieku, nie chce się dzielić zabawkami, dobrze, że Młodej to jeszcze nie przeszkadza, więc się jako tako dogadali. Wyglądało to mniej więcej tak, że Mała brała jakąś zabawkę bez skrępowania, a Kuzyn kombinował jak by jej tą zabawkę zabrać :) ach te dzieciaki!

piątek, 15 sierpnia 2014

PRZETRWAŁYŚMY

Pojechałyśmy wczoraj z Córą na pogrzeb. Była cały dzień bardzo grzeczna. Z samego rana wsiadłyśmy do autka i wyruszyłyśmy do moich rodziców. Jechałyśmy godzinę, a córka nawet nie marudziła, śpiewała sobie po swojemu, gadała i wyglądała przez okno. Zabrałyśmy moją mamę z pracy i pojechałyśmy do nich do domku. Mała pozwiedzała wszystkie kąty, poszalała z babcią i wujkiem i zaliczyła drzemkę. Na 14 pojechaliśmy na pogrzeb. Mała była bardzo grzeczna, trochę przerażał ją głos księdza, bo raczej nie chodzimy zbyt często do kościoła i nie jest przyzwyczajona. Ale nie płakała tylko przytulała sie do dziadzia i bawiła się guzikami w jego koszuli. Sama ceremonia była smutna, jak to pogrzeb. Ale rozkleiłam się dopiero na samym cmentarzu. Moja mama też. Wiem że ciocia była jej jedyną prawdziwą przyjaciółką, na którą zawsze mogła liczyć. I wiem, że będziemy wszyscy bardzo tęsknić. Ale gdy wujek opowiadał o ostatnich dniach cioci, to wiem, że przynajmniej tam gdzie jest nie cierpi... Po wszystkim poszliśmy na stypę. Tam Mała była już w swoim żywiole. Taka publiczność przy stole! Kwiczała, piszczała, śpiewała, zaczepiała wszystkich, przechodziła z rąk do rąk. Czuła się jak ryba w wodzie, bo była w centrum uwagi. Szkoda tylko, że spotkaliśmy się w takim gronie w smutnych okolicznościach... W drodze powrotnej było trochę marudzenia, ale po 15 minutach Mała padła i spała do samego domu. Przetrwałyśmy, na szczęście nie padało.

Dziś może podjedziemy do teściów, posiedzimy na podwórku, świeci ładne słoneczko, mam nadzieję, że będzie przyjemnie. Mała pobawi się z kuzynem, a my pogadamy o pierdołach. Przyda mi się taki dzień relaksu po wczorajszym, ciężkim emocjonalnie dniu...

środa, 13 sierpnia 2014

Dobre i złe wieści

Tak to już w życiu jest, że dobre wiadomości przeplatają się z tymi naprawdę kiepskimi... Poniedziałkowa rozmowa o pracę poszła świetnie, zaczynam od września a teraz jeżdżę się szkolić z systemu i procedur. Bardzo się cieszę, bo na razie będzie to praca dorywcza 2-3 razy w tygodniu na 4-5 godzin. Wyjdę do ludzi, trochę się wdrożę, a Małej też to wyjdzie na zdrowie, bo przyzwyczai się do tego, że mama czasem musi wyjść do pracy i że zawsze do niej wraca. Poza tym pod koniec roku będzie możliwość zatrudnienia się na etat, więc bardzo możliwe, że uda mi się zmienić pracę. W dodatku na taką, której zawsze chciałam. Zobaczymy jak to wyjdzie ale jestem dobrej myśli, pełna zapału i nowych sił do pracy. Niestety nie wszystkie wiadomości poniedziałkowe było dobre. Wieczorem zadzwoniła mama z informacją, że zmarła moja ciocia. W zasadzie nie była to taka "prawdziwa" ciocia, a bliska przyjaciółka mojej mamy od blisko 30 lat. Zawsze była blisko, ma syna w moim wieku, dorastaliśmy razem. Ciocia była mądrą, twardo stąpającą po ziemi kobietą. Miała dobre serce i otwarty umysł. Będzie mi jej bardzo brakować, bo była dla mnie bliższa niż rodzina. Chorowała od dłuższego czasu i chociaż wiem, że tam gdzie teraz jest nie cierpi, to i tak fakt, że już jej nie będzie z nami boli... Jutro pogrzeb, jedziemy z Małą, bo Mąż nie dostał wolnego w pracy...

niedziela, 10 sierpnia 2014

Intensywny tydzień

W tym tygodniu codziennie, coś się działo, nie mieliśmy czasu, żeby spokojnie usiąść. Ale to dobrze. Mała miała zajęcie, nie miała kiedy się nudzić. We wtorek odwiedziła nas córka mojej kuzynki z Inowrocławia razem z chłopakiem. Okazało się, że Ola będzie tu studiować. Przyjechał także mój brat, chrzestny Córy. Było bardzo miło, Młoda miała publiczność, więc była w swoim żywiole. Skakała, piszczała, krzyczała, tarzała się, pokazała cały arsenał swoich sztuczek. Dostała kilka zabawek, więc do szczęścia niczego jej nie brakowało. W środę zajechali do nas moi rodzice, wracający z Zakopanego. Przywieźli ze sobą moją chrzestną z Mężem. Nie byli u nas długo, Mała była trochę zawstydzona, ale Dziadzia i Babę przywitała z otwartymi ramionkami. Rodzice przywieźli oscypki dla nas, a Córa dostała koszulkę z napisem "Tata wie dużo, ale Dziadek wie więcej" :) wiadomo kto ją wybierał ;)
W czwartek wybrałyśmy się z Młodą na małą wycieczkę. Zostawiłyśmy auto pod domem, wsiadłyśmy w autobus podmiejski i pojechałyśmy odwiedzić szwagierkę na urlopie siedzącą z moim chrześniakiem i teściową w domku. Mała tak się wyskakała po łóżku ze swoim kuzynem, że była nieprzytomna ze zmęczenia i przespała drogę w jedną i w drugą stronę :) oprócz tego pojeździła na jeździkach, rowerkach, traktorkach. Widziałam jak ją to cieszy, dlatego postanowiłam, że na roczek kupimy jej rowerek trójkołowy.
W piątek niespodziewanie dostałam ofertę pracy. Dorywczej co prawda, ale prawie w zawodzie, więc jestem zadowolona. W poniedziałek idę na rozmowę. Cieszy mnie to bardzo ze względu na możliwość wyrobienia sobie kontaktów i ewentualnej zmianie pracy po urlopie. Bo już 1 września kończy mi się urlop rodzicielski, później mam jeszcze 65 dni wypoczynkowego. A później, albo wrócę do starego kieratu, albo znajdę nowy, teoretycznie lepszy, zobaczymy jak to będzie.
W piątek miała przyjechać do nas moje przyjaciółka ze studiów, jednak złośliwość losu pokrzyżowała nam plany. Niestety uciekł jej autobus no i plany musiały się zmienić. Mam nadzieję, że uda nam się znaleźć jakiś szybki termin, żeby mogła mnie odwiedzić, bo mieszkamy 350km od siebie, rzadko się widzimy i bardzo się stęskniłam.
Sobota była bardziej leniwa, nareszcie udało nam się spędzić dzień we trójkę, pospacerowaliśmy trochę, udało mi się też zregenerować nadwątlone nocnymi pobudkami siły, drzemką w dzień. Dziś za to, byliśmy na basenie razem ze szwagierką, szwagrem i moim chrześniakiem. Młoda była zdziwiona, bo zazwyczaj chodziła na dużo mniejszy basen, taki specjalny dla dzieci, a dziś byliśmy na takim zwyczajnym. Było dużo ludzi, dużo dzieci. Szybko się jednak zaaklimatyzowała i pluskała się jak szalona. Wzbudziła niemałą sensację tym jak wskakiwała do wody. Sadzałam ją na brzegu basenu, a Mała robiła "kic" dupką i rzucała się na głęboką wodę. Oczywiście łapałam ją, ale niesamowite było to, że nie miała w sobie za grosz lęku przed wodą. Później byliśmy na lodach, z Młoda na wafelku :) Dziś już Mąż musiał iść do pracy, ale udało nam się jeszcze wspólnie pospacerować. Miło było, zwłaszcza, że Mała ma ostatnio znów etap marudzenia i narzekania, szybko się nudzi, a do tego idą jej 4 zęby na raz, dziąsła są spuchnięte ewidentnie. Nie chce jeść, wszędzie za mną chodzi, czasem naprawdę nie wiem co już z nią zrobić. Obecność taty była wytchnieniem dla mamy, która ostatnio ma trochę dość.
Ciekawa jestem co przyniesie jutrzejszy dzień i moja rozmowa o pracę :)

środa, 6 sierpnia 2014

jaką matką miałam być, a jaką jestem

Chyba prawie każda kobieta ma jakieś tam wyobrażenie o sobie jako mamie. Widząc dzieci znajomych lub w rodzinie i obserwując ich relacje z rodzicami myślimy sobie "nie chciałabym tego robić w ten sposób", albo "też bym tak chciała". Czasem nawet decydujemy się wyrażać swoje zdanie na niektóre tematy, osądzać innych rodziców i mówić kategorycznie "ja nigdy tak nie zrobię...". Też taka byłam, może dalej po części jestem, ale macierzyństwo nauczyło mnie pokory. Wiem już, że dziecko nie jest nakręcaną zabawką, która będzie chodzić dokładnie tak jak ją ustawię, że czasem mimo moich wysiłków i tak będzie inaczej niż bym chciała, inaczej niż sobie wyobrażałam.

To co nie poszło do końca "po mojej myśli":
- zasypianie - przed porodem napatrzyłam się na moją szwagierkę, która nauczyła swojego synka zasypiania na rękach i bujania. Od urodzenia był noszony przed snem i tylko w ten sposób mógł usnąć. Wszystko było super póki mały ważył 3-5 kg. Ale gdy urósł i trochę przybrał, noszenie go zaczęło być problemem. Myślałam sobie wtedy "nigdy przenigdy nie będę usypiała dziecka na rękach". Więc jeszcze w ciąży zaopatrzyłam się w mądre książki, w których wnikliwie studiowałam rozdziały o zasypianiu. Zaczęło się obiecująco. Mała nie była bardzo problemowym dzieckiem i w miarę szybko załapała o co chodzi. Smok do buzi, światło bach - zgaszona no i lulu. Wszystko było miodzio do 7 miesiąca, gdy pojawił się lęk separacyjny. Okazało się, że moja obecność jest do zasypiania niezbędna. Później gdy Mała zaczęła wstawać, problem jeszcze się nasilił. Do tego stopnia, że dość często zdarzało mi się wyjąć ją z łóżeczka i nosić po pokoju dopóki nie zasnęła. To samo dotyczy usypiania w wózku. Na szczęście gabaryt naszego mieszkania nie pozwala nam na trzymanie wózka w domu, więc tu nie miałam wyjścia, ale zdarzyło mi się wziąć Córę do wózka i jeździć wokół bloku żeby zasnęła..
- przegrzewanie - wydawało mi się, że nie jestem jedną z tych przewrażliwionych mam, nakładają dziecku 10 warstw ubrań gdy na dworze jest 20 stopni. Jakże się myliłam. Moja paranoja wyszła ze mnie jak tylko Mała się urodziła. Jak teraz patrzę na jej zdjęcia z pierwszego spaceru to aż jej współczuję. Mąż w krótkim rękawku, ja w cienkim sweterku, a Córa wyubierana jak na Syberię. Na początku cały czas mi się wydawało, że jest za cienko ubrana, miałam fioła na punkcie tego, że zmarznie i będzie chora. Na szczęście po 2-3 tygodniach się obudziłam. Zobaczyłam, że zawinięta w koc do spania, jest najzwyczajniej cała spocona. Że ubrana w body z długim rękawem, pajaca, spodenki i skarpetki w domu gdzie się grzeje, jest ponad 20 stopni jest na pewno przegrzana. I teraz raczej ubieram dziecko tak jak siebie. Jeśli ja idę w swetrze to jej też zakładam bluzę, jeśli mi jest gorąco i idę w stroju prawie plażowym to nie widzę sensu, żeby Małej ubierać cokolwiek poza pampersem i lekką sukienką.
- jedzenie - spodziewałam się, że roczne dziecko będzie już w zasadzie jadło razem z nami. W życiu nie myślałam, że 11 miesięcznej Córce będę miksować zupy na papkę :/ no ale co mam zrobić? Jest jak jest, powoli się uczymy. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się odłożyć blender na bok i zasiąść razem do wspólnego posiłku :)
- karmienie piersią - wyglądało to tak pięknie na zdjęciach, na filmach, w gazetach. Gdy koleżanki przedwcześnie kończyły karmić przez problemy laktacyjne, myślałam sobie "co to za problem, jak by chciała to by karmiła". Tak bardzo się myliłam. Moja droga mleczna była długa i ciężka, 8 miesięcy trwała ta walka z samą sobą, z laktacją i z dzieckiem, aż się poddałam.


To co nam się udało:
- Mała nie boi się psów i obcych ludzi - było to dla mnie bardzo ważne, żeby miała kontakt ze zwierzętami i żeby była otwarta na ludzi. Wolę za jakiś czas uczyć ją kontrolowanej nieufności w stosunku do obcych, niż martwić się, że kompletnie nie odnajduje się w środowisku osób, które nie do końca zna.
- Mała pije wyłącznie wodę, aby ugasić pragnienie. Nie dostaje soczków ani herbatek. Bardzo mi na tym zależało, ze względu na zęby. Nie wykluczam, że kiedyś będzie piła inne napoje, ale chciałabym, żeby podstawowym płynem do zaspokajania pragnienia była woda. Nie było łatwo, ale się udało :)
-Córa wie, że pewnych rzeczy jej nie wolno. Mamy znajomych, których Syn może robić wszystko. Wliczając w to niszczenie rzeczy (rysowanie kamykiem po lakierze samochodu, dziobanie śrubokrętem po telewizorze, rzucanie telefonem komórkowym, wybijanie szyby kamieniem - to wszystko kwitowane jest słowami "nic się nie stało"). Z tymi znajomymi spotykamy się sporadycznie i nigdy u nas, właśnie ze względu na ich dziecko. Każdy ma inny pogląd na sprawę. Ja uważam, że życie w społeczeństwie narzuca nam pewne ograniczenia i chciałabym wpoić to Córce, póki jest mała. Dlatego uczę ją, że niektóre rzeczy nie służą do zabawy, np sprzęt grający męża, kontakty, piloty, telefony. Za każdym razem mówię "nie wolno" i stanowczo zabieram  taką "zabawkę". Nie chcę chować wszystkiego za drzwiczkami, usuwać wszystkiego z zasięgu małych łapek, chcę, żeby wiedziała, że po prostu niektóre przedmioty nie służą do zabawy. I widzę już efekty. Córa szerokim łukiem omija głośniki i wzmacniacze, a także (przeważnie) migoczące routery. Problem jeszcze jest z pilotami, telefonem i laptopem ale pracujemy nad tym :)
- pozbyliśmy się smoka do 1 roku życia. Już kiedyś pisałam, że dzieci latające ze smoczkiem po placu zabaw wyglądają dla mnie strasznie, jak zakneblowane. Cieszę się, że pożegnaliśmy "cumla" zanim moja Mała do nich dołączyła. Roczek był dla mnie górną granicą i udało nam się pozbyć problemu przed czasem, bo miesiąc temu :)

Mam nadzieję, że z czasem będziemy mieć coraz więcej sukcesów, chociaż już się tak bardzo nie spinam. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby Mała była szczęśliwa i zdrowa, a reszta się jakoś ułoży. I chociaż mam czasem gorsze dni i chwile załamania to ogólnie uważam się za szczęściarę :)

wtorek, 5 sierpnia 2014

padam z nóg

heh.. kocham moją Córę nad życie ale są dni takie jak dziś, gdy nie mam na nic siły, gdy ogarnia mnie niemoc, gdy mam ochotę zwinąć się w kłębek i przespać kolejny miesiąc. Jestem wypompowana. Mała swoją niespożytą energią skutecznie pozbawia mnie resztek sił. Cały dzień, zasuwa na kolanach, na czworakach, ćwiczy przysiady, wstaje i siada milion razy, tańczy jak usłyszy muzykę (ugina nóżki rytmicznie i kręci tyłkiem ;). Czasem od samego patrzenia na nią opadam z sił. A przecież Matka nie może siedzieć. Matka musi zabawiać, mieć oczy dookoła głowy, pilnować, żeby Mała nie zrobiła sobie krzywdy, nie obiła za bardzo głowy, nie zjadła czegoś czego nie powinna. W międzyczasie Matka gotuje obiad, ogarnia mieszkanie i robi srylion innych rzeczy, które same się nie zrobią. Czasem nie słyszę swoich myśli, bo Córa gada, śpiewa, piszczy w ultradźwiękach. Nie da się zrobić jednego kroku, żebym nie słyszała od razu startującej torpedy, raczkującej za mną jak szalona. Nawet do toalety za mną chodzi, stoi trzymając mnie za nogi i ciekawsko zagląda co robię... uhhh. Gdy biorę prysznic Mały, ciekawski skrzat stoi na straży koło wanny, mizia mnie rękami i piszczy z uciechy. Nie ma możliwości, żeby cokolwiek odbyło się w domu bez niej. Coraz częściej śpi tylko raz dziennie, a wtedy rzucam się w wir wszystkiego, co jest do zrobienia. Gdy przychodzi wieczór, a Mała już śpi, zamiast siedzieć przed tv lub czytać książkę - jedyne o czym marzę to moje wygodne łóżeczko i dłuuuuuugi sen...


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

11 miesięcy!

Napisałam długi post, który się skasował, więc trochę sfrustrowana napiszę trochę krótszy. Moje Dziecko wczoraj z zaskoczenia zakończyło 11 miesiąc życia. Nie napiszę "kiedy to zleciało", żeby się nie powtarzać, chociaż przyznaję, że to pytanie kołacze mi po głowie. Powiem szczerze, że im bardziej rozgarnięta i rozumna staje się moja córa, tym jeszcze bardziej ją kocham (jeśli da się bardziej). Uwielbiam patrzeć gdy siedzi i kombinuje jak by tu dopasować klocki do drewnianej układanki albo jak wkłada i wyjmuje przedmioty z pudełka. Niecierpliwiec z niej straszny, gdy tylko przez chwilkę coś jej nie wychodzi, natychmiast w nerwach odrzuca nieposłuszną zabawkę, by za jakiś czas do niej wrócić.

Oto kilka faktów o 11 miesięcznej Córce:
- nie wiem ile waży, ale wygląda dobrze :) - a tak serio to zważę ją jutro i sprawdzę,
- ubranka nosi w rozmiarze 80, czasem większe,
- niezmiennie ma 6 ząbków, ale kolejne są w intensywnym i uporczywym natarciu, przez co mamy kiepski apetyt,
- mama i tata są całym jej światem (nieskromnie stwierdzę, że mama jest number 1), nie chce zostać sama ani na sekundę, od razu szuka naszego towarzystwa,
- próbuje naśladować nasze czynności i ruchy, gdy dostanie grzebień, próbuje się czesać, codziennie myje ze mną zęby, trzyma swoją szczoteczkę w rączce i robi "myju myju" po swojemu :)
- umie pokazać gdzie ma ucho, rozpoznaje nazwy niektórych zabawek, np pluszaków - boćka i żyrafy,
- na pytanie "jaka będziesz duża?" podnosi ręce do góry,
- bije brawo, macha wszystkim dookoła, zaczepia obcych ludzi :)
- chodzi przy meblach coraz pewniej, chce chodzić za rączki, ale staram się jej nie prowadzać, bo wiem, że to nie do końca pochwalane przez lekarzy,
- z jedzeniem niestety nic się nie zmieniło, grudki kiepsko nam idą, zupki miksuję, na śniadanie i kolację je kaszki, w ciągu dnia herbatniki, biszkopty, chrupki zajada sama (tu grudki jej nie przeszkadzają :/), nie lubie brać do rąk mokrego jedzenia, brzydzi się :/
- gdy jest głodna krzyczy "mniam mniam!"
- na placu zabaw rządzi zjeżdzalnia i karuzela bo tam można ćwiczyć stawanie i chodzenie, huśtawka jest dużo mniej ekscytująca,
- ulubione rozrywki to skakanie po kanapie, najlepiej gdy obydwoje na niej siedzimy, czytanie gazet (targanie ich na kawałeczki i - o zgrozo! - zjadanie ich), gmeranie przy wszystkim przy czym gmerać jej nie wolno (piekarnik, śmieci, pilot itp), odkurzanie ze mną mieszkania :)
- aktualne problemy: problemy z jedzeniem grudek w zupach, jeden posiłek w nocy (chociaż od 2 dni - odpukać! - jedzenie jest dopiero po 4 więc w porównaniu z wcześniejszymi pobudkami, jest super. Martwi mnie to, że Mała siedząc np w krzesełku do karmienia lub w wózku zaczyna się skrzywiać w prawą stronę, chyba skonsutujemy to u jakiegoś specjalisty. Nie widzę, żeby spała chętniej na którymś z boków, albo żeby w innej sytuacji się krzywiła, ale niepokoi mnie ta asymetria. Zobaczymy co powie lekarz.

Za miesiąc roczek mojej Żabci :) Planujemy jakąś kameralną imprezkę z najbliższymi. Już się nie mogę doczekać :)