Zawsze wiedziałam, że chcę mieć dziecko. Przekonanie to było we mnie zakorzenione głęboko i pewnie. Nie znałam tylko czasu ani godziny. Po ślubie odkładaliśmy ten temat, bo praca nie taka, bo umowa na zlecenie, bo brak mieszkania, wiadomo... proza życia codziennego. Czekaliśmy aż wszystko się wyprostuje na tyle żeby wszystko było po kolei. I tak minęły 3 lata. Na pytania kiedy będziemy mieć dzieci reagowaliśmy irytacją, bo gdzie jest napisane, że musi to być natychmiast? W końcu nadszedł dzień moich 28 urodzin, który był dla mnie przełomowy. Od tego czasu zaczęło się coś zmieniać w moim podejściu. Oznajmiłam mojemu mężowi, że czuję ten "zew natury" ;) miał mieszane uczucia, mówił, że może warto jeszcze poczekać, że może będzie lepszy czas, ale byłam pewna że to ten czas.
Jako rasowa perfekcjonistka i niecierpliwiec zaplanowałam wszystko w najdrobniejszych szczegółach: terminy owulacji, suplementację, badania przed ciążą. Jednocześnie wiedziałam, że prawdopodobnie będę miała problemy z zajściem w ciążę. Przez całe moje dorosłe życie wszyscy lekarze mi to powtarzali, gdyż najczęściej nie dochodziło u mnie do owulacji. Pęcherzyk rósł, lecz nie pękał tylko zamieniał się w torbiel, która potrafiła urosnąć do rozmiarów kilku cm (nawet 6cm). A wiadomo- brak owulacji to brak szans na ciążę.
Czasem życie jednak potrafi płatać figle. Udało się w drugim cyklu starań. Bez leków, bez lekarzy :) Około 10 dnia po owulacji, dokładnie 28 grudnia 2012r. zaczął mnie boleć brzuch tak, jakbym miała dostać okres. Wiedziałam jednak, że to za wcześnie na "ciotkę" więc poprosiłam koleżankę z laboratorium, żeby pobrała mi krew i zrobiła badanie Beta HCG ( czy wspomniałam, że pracuję w szpitalu?:) Nie spodziewałam się żadnych rewelacji. Gdy kumpela wpadła i zakomunikowała mi, że wartość wynosi 18 poczułam, że nogi mam jak z waty. Serce zaczęło mi bić tak mocno, że myślałam że wyskoczy mi z piersi. Przepełniła mnie... panika. Tak! Panika (jak ja sobie poradzę? Czy będę dobrą mamą? Czy podołam?), a dopiero po paru minutach obezwładniające uczucie szczęścia i szaleńczej radości. Od razu zaczęłam się czuć jakbym miała brzuch jak balon (chociaż doskonale wiem, że to siedziało w mojej głowie), zaczęły mnie "cisnąć" spodnie, co pięć minut zdawało mi się że plamie i latałam do toalety jak szalona to sprawdzać. Gdy poleciałam do lekarza jak na skrzydłach usłyszałam to co przecież sama dobrze wiedziałam: odpoczywać, nie przemęczać się i przyjść za 2 tygodnie. Mężowi przez telefon powiedziałam, że mam dla nieo niespodziankę. Nie podejrzewał nic, bo dwa dni wcześniej mu się pożaliłam, że pewnie nic z tego. Gdy weszłam i podałam mu wynik badania zapytał co to jest. Był w szoku, tak samo jak ja. Kilka dni trwało zanim oswoiliśmy się z tym, że prawdopodobnie zostaniemy rodzicami :) cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz