Na mojej pierwszej ciążowej wizycie u lekarza, w 7 tygodniu, została założona karta ciąży, dostałam też skierowanie na badania laboratoryjne. Najważniejsze było dla mnie jednak USG, które wykazało, że wszystko było w jak najlepszym porządku, serduszko biło jak mały dzwoneczek, mała krewetka zadomowiła się już w swoim ciepłym gniazdku. Pamiętam, że siedziałąm w domu i nie wierzyłam. Co chwilę wyjmowałam kartę ciąży i zdjęcia USG i przyglądałam się intensywnie, upewniając, że to nie sen. Jednocześnie bardzo się cieszyłam, że nie wymiotuję i poza zwiększonym apetytem nic mi nie dolega.
Okazało się, że co się odwlecze... w 8 tygodniu zaczęły mnie męczyć mdłości, które trwały do połowy ciąży, wymiotowałam całymi dniami. Schudłam 5 kg. Najgorsze było to, że nieustannie byłam wilczo głodna, przez co było mi jeszcze bardziej niedobrze, nad każdym kęsem jedzenia modliłam się pół godziny, a bywało, że postanawiał on wrócić :/ Tak się złożyło, że mój mąż akurat była na L4 po urazie.. gdyby nie to chyba nie byłabym w stanie nic jeść, bo na sam widok lodówki miałam odruch wymiotny, nie mówiąc już o zapachu... Mężuś szykował mi budynie, kisielki i inne smakołyki :) Dzięki temu przetrwałam ten najgorszy okres, później było już ciut lepiej. Z racji tych dolegliwości, które dopadły mnie i wręcz powaliły i przygniotły do ziemi, musiałam dość szybko iść na L4. Moją decyzję wzmocnił fakt, że akurat był sezon mocno grypowy i u nas w szpitalu panowała świńska grypa, a z racji charaktery mojej pracy nie mogłam się odizolować od wszelkich latających paskudztw, których złapanie mogło być naprawdę nieciekawe. Dodatkowo w 8 tygodniu dopadła mnie rwa kulszowa. Byłam w szoku, zawsze myślałam, że to przypadłość kobiet z zaawansowanej ciąży. Lekarka mi wyjaśniła, że to pod wpływem hormonów zmienia się kościec i może coś uciska na nerw kulszowy. Niezbyt przyjemne przeżycie muszę przyznać :/ zwłaszcza, że jak wiadomo w ciąży niewiele z tym można zrobić. Dopiero gdy zelżały mdłości, zaczęłam chodzić na basen, odczułam znaczną ulgę.
Pierwszy trymestr się dłużył. Pamiętam jak nie mogłam się doczekać USG genetycznego w 12 tygodniu. Nie wierzyłam, że ten mały człowieczek, który we mnie siedzi jest już tak ukształtowany. Na zdjęciach z tego USG dokładnie widać małe łapki z pięcioma paluszkami... taki mikroskopijny prawdziwy człowieczek. To było magiczne. Moja radość była tym większa, gdyż okazało się, że wszystko wygląda prawidłowo, przezierność była jak najbardziej w normie, nie było powodów do niepokoju. Nie mogłam się doczekać aż będzie realnie widać że jestem w ciąży, czekałam z utęsknieniem na typowo ciążowy brzuszek. Musiałam czekać na niego dość długo, bo przybierać na wadze zaczęłam dopiero w 22 tygodniu, wtedy też zaczął się powiększać mój brzuch. Na USG połówkowym okazało się, że będziemy mieć córeczkę. Spełniło się moje cichutkie marzenie, zawsze chciałam mieć małą dziewczynkę. Mąż też bardzo się ucieszył chociaż trochę biadolił, że córkę ciężej wychować. Ale chodził dumny jak paw :) cdn
:) i czytam dalej :)
OdpowiedzUsuńBuziak
Bardzo mi miło :)
OdpowiedzUsuń